Wiele można powiedzieć o Björk. Jest szaloną kobietą, eksperymentatorką, dziwnym tworem z tajemniczej Islandii. Można ją kochać i nienawidzić, ale z całą pewnością nie można nie doceniać tak silnej osobowości muzycznej. Wielu krytyków dzieli twórczość Björk na tę przed i po „Homogenic” – i trudno się z tym nie zgodzić. Zarówno „Post” jak i „Debut” były bardzo mocno elektroniczne, przepełnione emocjami, o melodyjnych kompozycjach. Samo „Homogenic” okazało się albumem odważnym, łączącym klasykę z elektroniką. Z kolei to, co powstawało po 1997, nie było niczym nowym. W moim prywatnym rankingu wysoko uplasował się album „Biophilia” z 2011, za to „Vulnicura” z 2015 okazała się ładna, ale wtórna i nużąca, a w muzyce nie o to przecież chodzi. Przy tak sinusoidalnych wydawnictwach nietrudno zauważyć, że „Homogenic” faktycznie się wyróżnia.
Album wciąga słuchacza do zupełnie innego wymiaru już przy pierwszym nagraniu o nazwie „Hunter”. Piosenka rozwija się z każdą sekundą. Zimne sample dopełnia bas, a niepokojące, wszechobecne na całej płycie orkiestracje fantastycznie komponują się z niebanalnym wokalem Björk. Mniej niepokojące i hipnotyzujące jest kolejne nagranie – „Joga”. To surowa kompozycja, obdarta z nachalnych ozdobników. Pełno w niej za to smaczków w postaci oktetu smyczkowego, grającego w tle piękną melodię, która przywodzi na myśl zimne, surowe, ale jakże zachwycające islandzkie krajobrazy. Złowrogie i tajemnicze brzmienie wkracza przy następnym nagraniu – „Unravel”. Wrażenie to wzmagają nakładany na siebie wokal Björk i organy kościelne, które wychodzą na pierwszy plan pod koniec utworu. Muszę przyznać, że „Bachelorette” to moja ulubiona kompozycja z całego albumu. Pierwsze cztery sekundy zapowiadają sztorm, który wywołują pełen emocji wokal, głęboka linia melodyczna zagrana na klawiszach i fala surowych sampli w akompaniamencie smyczków. Nigdy nie wiem czy ronić łzy wzruszenia, czy radości, że powstał tak cudowny utwór.
Album wciąga słuchacza do zupełnie innego wymiaru już przy pierwszym nagraniu o nazwie „Hunter”. Piosenka rozwija się z każdą sekundą. Zimne sample dopełnia bas, a niepokojące, wszechobecne na całej płycie orkiestracje fantastycznie komponują się z niebanalnym wokalem Björk. Mniej niepokojące i hipnotyzujące jest kolejne nagranie – „Joga”. To surowa kompozycja, obdarta z nachalnych ozdobników. Pełno w niej za to smaczków w postaci oktetu smyczkowego, grającego w tle piękną melodię, która przywodzi na myśl zimne, surowe, ale jakże zachwycające islandzkie krajobrazy. Złowrogie i tajemnicze brzmienie wkracza przy następnym nagraniu – „Unravel”. Wrażenie to wzmagają nakładany na siebie wokal Björk i organy kościelne, które wychodzą na pierwszy plan pod koniec utworu. Muszę przyznać, że „Bachelorette” to moja ulubiona kompozycja z całego albumu. Pierwsze cztery sekundy zapowiadają sztorm, który wywołują pełen emocji wokal, głęboka linia melodyczna zagrana na klawiszach i fala surowych sampli w akompaniamencie smyczków. Nigdy nie wiem czy ronić łzy wzruszenia, czy radości, że powstał tak cudowny utwór.
Pierwszą część płyty zamyka „All Neon Like”, w którym najważniejszy staje się wokal. Towarzyszą mu jedynie zimne syntezatory. Kolejne pięć nagrań na albumie pokazuje tylko jak barwną i plastyczną, nie bojącą się eksperymentów wokalistką jest Björk. Słuchając „5 Years”, można faktycznie odnieść wrażenie, że ma niestandardowe, szalone pomysły. Następna piosenka, „Immature”, ma nieco subtelniejszy wydźwięk, co pozwala złapać oddech. Przydaje się ta krótka chwila wytchnienia, bo „Alarm Call” jest najmniej finezyjnym i wysmakowanym utworem na „Homogenic”. Taneczna, momentami zahaczająca o dance pop piosenka, ma mocno komercyjną tonację. Jednak mimo cudownej melodii pozostaje ona szorstka i surowa. „Pluto” z kolei zachwyca precyzją. Kompozycja przepełniona jest elektronicznym szaleństwem, a Björk po raz kolejny pokazuje na co ją stać wokalnie. Rozumiem, że takie nagranie nie nadaje się na singiel, jednak jest to jedna z perełek, których warto przesłuchać kilkakrotnie, zanim postawi się na niej krzyżyk. Cały album zamyka „All Is Full of Love” w wersji wyraźnie odmiennej od tej singlowej. Ambientowy utwór faktycznie wydaje się wypełniony miłością, jednak jego singlowa, o wiele bardziej popularna wersja ma w sobie więcej głębi.
Materiał zgromadzony na albumie to eksperyment, jednocześnie hołd dla rodzinnej Islandii Björk. Nie pozostaje obojętny, a przy każdym kolejny odsłuchaniu pozwala znalezienie w sobie coraz więcej szczegółów i smaczków. Ciekawe są także okoliczności w jakich powstała płyta. Przyzwyczajona do wszechobecnych dziennikarzy, Björk mało asertywnie reagowała na przejawy uwielbienia. Czara goryczy przelała się, gdy niezrównoważony fan wysłał jej paczkę z bombą, po czym sam popełnił samobójstwo. Wstrząśnięta artystka postanowiła wtedy odciąć się od mediów i fanów. Wyjechała na południe Hiszpanii, gdzie powstał najchłodniejszy z jej albumów. Mimo że „Homogenic” ma już osiemnaście lat, nadal brzmi niezwykle świeżo i pozostaje zbiorem nietypowych i niesztampowych kompozycji, do których warto wracać.
#PlatzSłucha to cykl poświęcony najnowszej i najlepszej muzyce alternatywnej, ale także wspomnieniom najciekawszych płyt z kilkunastu ubiegłych lat.
Autorką recenzji jest Agnieszka Błędowska.
Autorką recenzji jest Agnieszka Błędowska.