Artystka po raz kolejny przekracza granice. Tym razem życia i śmierci.
Na początku lipca pojawiła się intrygująca wiadomość – i nie mam tu na myśli przesunięcia o tydzień polskiej premiery Gwiezdnych Wojen. Choć nowinkami z dalekiej galaktyki nie gardzę... (Jaram się jak gwiazda śmierci po ataku Luke’a Skywalkera.) Chciałem się podzielić (jeszcze) gorącymi informacjami z pewnego pogrzebu.
Zaczęła planować go ponad dziesięć lat temu. Jednak dopiero na początku lipca uchyliła nieco wieko tajemnicy. Osoba, o której mowa, jest jedną z najpopularniejszych współczesnych artystek, nazywaną matką chrzestną sztuki performance, którą często z trudem przeżywała. Dosłownie. A jej „ostatnim dziełem sztuki” ma być pogrzeb. Mowa oczywiście o Marinie Abramović. Dla tych, dla których jest to obce nazwisko, powiem, że ludzie przed Moną Lisą spędzają około trzydziestu sekund. Przed performance’em Abramović natomiast – cały dzień.
Przemyślenia na temat wyglądu pogrzebu zrodziły się już w 2004 roku podczas pochówku jej przyjaciółki, pisarki Susan Sontag. „To był najsmutniejszy pogrzeb, na jakim byłam, a ona była najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałam. Była pełna życia, osobliwa i była po prostu niesamowitą pisarką.” – wspomina Abramović. „Wróciłam do Nowego Jorku, poszłam prosto do prawnika i powiedziałam, jak będzie wyglądał mój pogrzeb. A potem zrobiłam cały skrypt.”
Nie po raz pierwszy przekracza granice sztuki. Często w kontrowersyjny sposób, co dziś nie jest takie proste. Abramović prowokowała już na początku swojej kariery. Podczas jej najbardziej znanego performance’u, „Rhythm 0”, rozłożyła w galerii 72 przedmioty, począwszy od pióra, na pistolecie kończąc. Później oddała się w ręce zwiedzających, którzy mogli wykorzystać na niej przedmioty. Nie było zasad. Najpierw nieśmiało łaskotali ją piórem, później kłuli kolcami róży, obcinali włosy. Jeden uczestnik przyłożył jej lufę pistoletu do skroni, drugi powstrzymał go przed strzałem. „Limitless” – tak mówi o artystce zafascynowana nią Lady Gaga. Abramović przekraczała swoje granice wielokrotnie. A co za tym idzie, również granice sztuki, bowiem jako artystka jest jej całkowicie podległa. Najpierw największą granicą był ból. Obecnie jednak uważa, że najtrudniejsze dla niej jest „nicnierobienie”. Tą słabość również przekroczyła, gdy na trzy miesiące rozsiadła się ze swoim „Artist is present” w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Jej pogrzeb także będzie łamał konwenanse: „Chcę mieć trzy Mariny. Oczywiście jedną prawdziwą i dwie fałszywe, bo nie można mieć trzech ciał. Chciałabym, by Mariny były pochowane w trzech miastach, w których mieszkałam najdłużej: Belgradzie, Amsterdamie i Nowym Jorku. Nikt nie będzie wiedział, gdzie zostało pochowane prawdziwe ciało” – zdradziła Abramović podczas wystąpienia w Sydney.
Trzy trumny z trzema ciałami są odzwierciedleniem jej osobowości. Jak sama mówi, jedna Marina jest heroiczna, druga emocjonalna, duchowa, a ostatnia… „likes bullshit”. Która osobowość będzie umieszczona w prawdziwej trumnie? Pewnie nigdy się nie dowiemy, a jeśli już, to pewnie przyjdzie nam na to jeszcze długo poczekać. Już tworzy się otoczka przypominająca „Gówno Artysty” (wspominane przeze mnie w poprzednim wydaniu). Manzoni zamknął w puszkach swój kał. Dopiero po latach okazywało się, że do niektórych pojemników Artysta się „nie przyłożył” – zawierały gips, do innych wręcz przeciwnie, bo eksplodowały. Nadal spowija je tajemnica, więc jeśli po tylu latach nie ustalono, ile gówna w gównie, to ciekawości związanej ze spoczynkiem ciała Abramović pewnie nigdy nie zaspokoimy.
Na początku lipca pojawiła się intrygująca wiadomość – i nie mam tu na myśli przesunięcia o tydzień polskiej premiery Gwiezdnych Wojen. Choć nowinkami z dalekiej galaktyki nie gardzę... (Jaram się jak gwiazda śmierci po ataku Luke’a Skywalkera.) Chciałem się podzielić (jeszcze) gorącymi informacjami z pewnego pogrzebu.
Zaczęła planować go ponad dziesięć lat temu. Jednak dopiero na początku lipca uchyliła nieco wieko tajemnicy. Osoba, o której mowa, jest jedną z najpopularniejszych współczesnych artystek, nazywaną matką chrzestną sztuki performance, którą często z trudem przeżywała. Dosłownie. A jej „ostatnim dziełem sztuki” ma być pogrzeb. Mowa oczywiście o Marinie Abramović. Dla tych, dla których jest to obce nazwisko, powiem, że ludzie przed Moną Lisą spędzają około trzydziestu sekund. Przed performance’em Abramović natomiast – cały dzień.
Przemyślenia na temat wyglądu pogrzebu zrodziły się już w 2004 roku podczas pochówku jej przyjaciółki, pisarki Susan Sontag. „To był najsmutniejszy pogrzeb, na jakim byłam, a ona była najwspanialszym człowiekiem, jakiego poznałam. Była pełna życia, osobliwa i była po prostu niesamowitą pisarką.” – wspomina Abramović. „Wróciłam do Nowego Jorku, poszłam prosto do prawnika i powiedziałam, jak będzie wyglądał mój pogrzeb. A potem zrobiłam cały skrypt.”
Nie po raz pierwszy przekracza granice sztuki. Często w kontrowersyjny sposób, co dziś nie jest takie proste. Abramović prowokowała już na początku swojej kariery. Podczas jej najbardziej znanego performance’u, „Rhythm 0”, rozłożyła w galerii 72 przedmioty, począwszy od pióra, na pistolecie kończąc. Później oddała się w ręce zwiedzających, którzy mogli wykorzystać na niej przedmioty. Nie było zasad. Najpierw nieśmiało łaskotali ją piórem, później kłuli kolcami róży, obcinali włosy. Jeden uczestnik przyłożył jej lufę pistoletu do skroni, drugi powstrzymał go przed strzałem. „Limitless” – tak mówi o artystce zafascynowana nią Lady Gaga. Abramović przekraczała swoje granice wielokrotnie. A co za tym idzie, również granice sztuki, bowiem jako artystka jest jej całkowicie podległa. Najpierw największą granicą był ból. Obecnie jednak uważa, że najtrudniejsze dla niej jest „nicnierobienie”. Tą słabość również przekroczyła, gdy na trzy miesiące rozsiadła się ze swoim „Artist is present” w Museum of Modern Art w Nowym Jorku. Jej pogrzeb także będzie łamał konwenanse: „Chcę mieć trzy Mariny. Oczywiście jedną prawdziwą i dwie fałszywe, bo nie można mieć trzech ciał. Chciałabym, by Mariny były pochowane w trzech miastach, w których mieszkałam najdłużej: Belgradzie, Amsterdamie i Nowym Jorku. Nikt nie będzie wiedział, gdzie zostało pochowane prawdziwe ciało” – zdradziła Abramović podczas wystąpienia w Sydney.
Trzy trumny z trzema ciałami są odzwierciedleniem jej osobowości. Jak sama mówi, jedna Marina jest heroiczna, druga emocjonalna, duchowa, a ostatnia… „likes bullshit”. Która osobowość będzie umieszczona w prawdziwej trumnie? Pewnie nigdy się nie dowiemy, a jeśli już, to pewnie przyjdzie nam na to jeszcze długo poczekać. Już tworzy się otoczka przypominająca „Gówno Artysty” (wspominane przeze mnie w poprzednim wydaniu). Manzoni zamknął w puszkach swój kał. Dopiero po latach okazywało się, że do niektórych pojemników Artysta się „nie przyłożył” – zawierały gips, do innych wręcz przeciwnie, bo eksplodowały. Nadal spowija je tajemnica, więc jeśli po tylu latach nie ustalono, ile gówna w gównie, to ciekawości związanej ze spoczynkiem ciała Abramović pewnie nigdy nie zaspokoimy.
Marina nie poprzestaje na trzech trumnach. Jej pogrzeb ma bardziej przypominać uroczystość weselną niż żałobną. Ostatni performance, jak twierdzi. Chce, by żałobnicy przyszli w jaskrawych strojach, „nawet różowych” – dodaje Abramović. Wyłamuje się, szokuje, niektórych irytuje. Najczęstsze komentarze internautów pod informacją o jej pogrzebie, dotyczą „troski” o jej zdrowie psychiczne. „Limitless” – przez twórczość i życie stara się udowodnić, że granice są w naszych umysłach (czasem jelitach. Tak wiem, znów Manzoni. Nie chciałem, by było tak patetycznie.) i to my je tworzymy.
Abramović jak zwykle robi wszystko po swojemu. Zawsze była buntowniczką. Jej były partner, Ulay, twierdzi, że przez dwanaście lat wspólnego związku przeżyli więcej, niż niektórzy w ciągu całego życia. Trzy prawdziwe Mariny nieprzypadkowo będzie żegnała piosenka „My way”.
“For what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught
To say the things he truly feels
And not the words of one who kneels
The record shows I took the blows
And did it my way
Yes, it was my way”
Pomysłodawcą cyklu #NiepoprawnyPlatz i autorem tekstu jest Piotr F. Piekutowski.
Abramović jak zwykle robi wszystko po swojemu. Zawsze była buntowniczką. Jej były partner, Ulay, twierdzi, że przez dwanaście lat wspólnego związku przeżyli więcej, niż niektórzy w ciągu całego życia. Trzy prawdziwe Mariny nieprzypadkowo będzie żegnała piosenka „My way”.
“For what is a man, what has he got?
If not himself, then he has naught
To say the things he truly feels
And not the words of one who kneels
The record shows I took the blows
And did it my way
Yes, it was my way”
Pomysłodawcą cyklu #NiepoprawnyPlatz i autorem tekstu jest Piotr F. Piekutowski.