Żyjemy w czasach, gdzie powszechnie występujące mass media są źródłem ogromu informacji. Zalewają nas z każdej strony przekazami, umożliwiając zetknięcie się z wszelką działalnością artystyczną bez wychodzenia z domu. Dzieła są udostępniane szerokiej publiczności, zarówno te niewysokich lotów, jak również te zwane arcydziełami – filmy, muzyka, literatura, formy plastyczne, które nie bezpośrednio, ale jednak możemy podziwiać, powodując przyzwyczajenie do ich dostępu i tłumienie naszej wrażliwości. Potwierdzeniem tego może być eksperyment przeprowadzony w Waszyngtońskim metrze, gdzie światowej klasy muzyk, Joshua Bell, anonimowo zagrał kilka utworów Bacha. Jak wielu ludzi przystanęło wówczas, odrywając się od codziennej rutyny? Niewielu. Performance wychodzi temu naprzeciw, dążąc do kontaktu z widzem, jego zadaniem jest zmuszenie do refleksji nad naszymi postawami, poglądami czy też obudzenie w nas negatywnych lub pozytywnych uczuć. By osiągnąć taki rezultat, artyści często wykorzystują własne ciało jako materiał ekspresji, ograniczony jedynie jego możliwościami.
Nurt ten zawdzięcza swój początek Amerykaninowi, wybitnemu malarzowi, przedstawicielowi kierunku abstrakcyjnego, Jacksonowi Pollockowi. Na pierwszy plan wysunął on nie samo dzieło, lecz sposób jego tworzenia, proces malarski, czym zainspirował swoich następców, takich jak Millie Brown, artystkę, której dzieła porównywane są właśnie do owego prekursora.
Młoda kobieta ma zaledwie 27 lat, a specjaliści określają jej talent jako niebywały. Swoją przygodę zaczęła będąc nastolatką, w Londynie, pośród grupy artystów, która uformowała takie znakomitości jak Matthew Stone (fotograf), Dominic Jones (projektant biżuterii) czy Gareth Pugh (projektant mody). Spoglądając na jej obrazy widzimy radosne, tęczowe kolory, które, mimo przychylnych opinii, nie wydają się być nadzwyczajne. Są one natomiast tworzone w bardzo oryginalny sposób, bez użycia tradycyjnych pędzli, farb czy samych dłoni. Millie maluje poprzez zwymiotowanie na białe płótno wcześniej spożytego, zabarwionego mleka. Widowisko jest poprzedzone dwudniową głodówką, co może być interpretowane jako cierpienie dla sztuki, choć sama zainteresowana temu zaprzecza. Działa tak jedynie po to, by skonsumowany pokarm nie wymieszał się z mlekiem, które znajduje się w żołądku tylko kilka minut, i nie spowodował nieprzyjemnego zapachu.
Jej widowisko, czemu trudno się dziwić, wzbudza wiele emocji. Ludzie reagują śmiechem, dopingują ją lub zażenowani czy obrzydzeni opuszczają kolorowy spektakl. Zdarza się również płacz. Fala krytyki jest wielka. Dla niektórych jest to nienormalne, obrzydliwe, ponieważ przekracza pewne granice „dobrego smaku”, inni zaś wyznają Millie miłość, zafascynowani jej poczynaniami.
Jeden z jej występów można podziwiać w internecie, gdzie artystka – szczupła, ładna dziewczyna ubrana na czarno - w białym pokoju, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, wykonywanej przez dwie śpiewaczki, wypija kolorowe napoje, a potem zmusza się do wymiotowania. Artystka pokazuje w ten sposób głęboki związek między muzyką a sztuką. Stworzony w trakcie owego występu obraz, zatytułowany „Nexus Vomitus”, został sprzedany za kwotę 2400$, która – jeśli porównamy z innymi dziełami – nie jest może pokaźna, chociaż zapewne wielu ludzi zgodzi się, że to dość wygórowana cena jak na coś, co zostało wyrzygane.
Millie nie uważa, że jej sposób tworzenia dzieł jest wulgarny. Zaznacza też, że jej zamiarem nie jest zwrócenie uwagi na problem bulimii. Dla niej to tworzenie sztuki poprzez pewien kontrast z pięknem, kontrolowanie jednego z pierwotnych odruchów. Nie wiąże tego również z ryzykiem i niebezpieczeństwem dla zdrowia, gdyż występy odbywają się stosunkowo rzadko. Nie zaprzecza jednak temu, że uczucie towarzyszące jej po show nie jest komfortowe. Mimo to twierdzi, że doznania w jego trakcie są warte wysiłków.
Wielkość i fenomen tej artystki może jedynie potwierdzić fakt, że współpracowała z takimi ludźmi jak Nick Knight czy Ruth Hogben. Najwięcej rozgłosu przyniosła jej współpraca z Lady Gagą, amerykańską piosenkarką pop, bowiem wystąpiła w teledysku do jej piosenki. W klipie do „Exorcist Interlude” Millie robi to z czego zasłynęła: wymiotuje niebieską farbą w rytm muzyki na białą sukienkę niewzruszonej tym czasem piosenkarki, co może być dość obrzydliwe, dlatego też wszystkim wrażliwym nie polecam oglądania tej sceny.
Nurt ten zawdzięcza swój początek Amerykaninowi, wybitnemu malarzowi, przedstawicielowi kierunku abstrakcyjnego, Jacksonowi Pollockowi. Na pierwszy plan wysunął on nie samo dzieło, lecz sposób jego tworzenia, proces malarski, czym zainspirował swoich następców, takich jak Millie Brown, artystkę, której dzieła porównywane są właśnie do owego prekursora.
Młoda kobieta ma zaledwie 27 lat, a specjaliści określają jej talent jako niebywały. Swoją przygodę zaczęła będąc nastolatką, w Londynie, pośród grupy artystów, która uformowała takie znakomitości jak Matthew Stone (fotograf), Dominic Jones (projektant biżuterii) czy Gareth Pugh (projektant mody). Spoglądając na jej obrazy widzimy radosne, tęczowe kolory, które, mimo przychylnych opinii, nie wydają się być nadzwyczajne. Są one natomiast tworzone w bardzo oryginalny sposób, bez użycia tradycyjnych pędzli, farb czy samych dłoni. Millie maluje poprzez zwymiotowanie na białe płótno wcześniej spożytego, zabarwionego mleka. Widowisko jest poprzedzone dwudniową głodówką, co może być interpretowane jako cierpienie dla sztuki, choć sama zainteresowana temu zaprzecza. Działa tak jedynie po to, by skonsumowany pokarm nie wymieszał się z mlekiem, które znajduje się w żołądku tylko kilka minut, i nie spowodował nieprzyjemnego zapachu.
Jej widowisko, czemu trudno się dziwić, wzbudza wiele emocji. Ludzie reagują śmiechem, dopingują ją lub zażenowani czy obrzydzeni opuszczają kolorowy spektakl. Zdarza się również płacz. Fala krytyki jest wielka. Dla niektórych jest to nienormalne, obrzydliwe, ponieważ przekracza pewne granice „dobrego smaku”, inni zaś wyznają Millie miłość, zafascynowani jej poczynaniami.
Jeden z jej występów można podziwiać w internecie, gdzie artystka – szczupła, ładna dziewczyna ubrana na czarno - w białym pokoju, przy akompaniamencie muzyki klasycznej, wykonywanej przez dwie śpiewaczki, wypija kolorowe napoje, a potem zmusza się do wymiotowania. Artystka pokazuje w ten sposób głęboki związek między muzyką a sztuką. Stworzony w trakcie owego występu obraz, zatytułowany „Nexus Vomitus”, został sprzedany za kwotę 2400$, która – jeśli porównamy z innymi dziełami – nie jest może pokaźna, chociaż zapewne wielu ludzi zgodzi się, że to dość wygórowana cena jak na coś, co zostało wyrzygane.
Millie nie uważa, że jej sposób tworzenia dzieł jest wulgarny. Zaznacza też, że jej zamiarem nie jest zwrócenie uwagi na problem bulimii. Dla niej to tworzenie sztuki poprzez pewien kontrast z pięknem, kontrolowanie jednego z pierwotnych odruchów. Nie wiąże tego również z ryzykiem i niebezpieczeństwem dla zdrowia, gdyż występy odbywają się stosunkowo rzadko. Nie zaprzecza jednak temu, że uczucie towarzyszące jej po show nie jest komfortowe. Mimo to twierdzi, że doznania w jego trakcie są warte wysiłków.
Wielkość i fenomen tej artystki może jedynie potwierdzić fakt, że współpracowała z takimi ludźmi jak Nick Knight czy Ruth Hogben. Najwięcej rozgłosu przyniosła jej współpraca z Lady Gagą, amerykańską piosenkarką pop, bowiem wystąpiła w teledysku do jej piosenki. W klipie do „Exorcist Interlude” Millie robi to z czego zasłynęła: wymiotuje niebieską farbą w rytm muzyki na białą sukienkę niewzruszonej tym czasem piosenkarki, co może być dość obrzydliwe, dlatego też wszystkim wrażliwym nie polecam oglądania tej sceny.
Niewątpliwie zapoznanie się z poczynaniami Millie Brown sprawia, że pewne sceny na długo zagnieżdżają się w naszych głowach. Tak nieszablonowej twórczości nie da się łatwo wymazać z pamięci. Osobiście performance w tej postaci zmusił mnie do zastanowienia się nad tym, gdzie są wyznaczone granice, jak wiele potrafią zrobić inni dla tego, co nazywają sztuką? Zastanowiłam się również nad przyczyną tak wyrazistej ekspresji. Czy aby nie jest to tylko po to, by wzbudzić pewnego rodzaju szok u widzów i dzięki temu uzyskać rozgłos?
Na te pytania, każdy z czytelników zdolny jest samemu sobie odpowiedzieć. Jeśli jednak chodzi o mnie, postronnego obserwatora, zaliczam się do grona ludzi w których takie postępowanie nie wzbudza wielkich emocji. Staram się nie krytykować takich dzieł nazywanych sztuką, jednak nie zapragnęłabym by taki obraz ozdabiał ścianę mojego mieszkania.
Autorką tekstu jest Dominika Kułakowska.
Na te pytania, każdy z czytelników zdolny jest samemu sobie odpowiedzieć. Jeśli jednak chodzi o mnie, postronnego obserwatora, zaliczam się do grona ludzi w których takie postępowanie nie wzbudza wielkich emocji. Staram się nie krytykować takich dzieł nazywanych sztuką, jednak nie zapragnęłabym by taki obraz ozdabiał ścianę mojego mieszkania.
Autorką tekstu jest Dominika Kułakowska.