Czy dążę w życiu do jakiegoś celu? Staram się coś osiągnąć czy może po prostu płynę z nurtem czasu, wiedząc, że moje czyny i tak nie mają żadnego znaczenia? Pewnie każdy z nas niejednokrotnie zadaje sobie takie pytania. Zastanawiamy się nad sensem naszego istnienia, nad czasem, który nad dano, nie chcąc wiedzieć ile jeszcze go pozostało. Jednak co by było, gdybyśmy dokładnie wiedzieli, kiedy wybije godzina zero, gdyby ktoś dał nam niezwykle ważne zadanie, nie mówiąc co się stanie, jeśli go nie wykonamy, nie dając żadnej wskazówki? Poszlibyśmy za jego przykładem, nieustannie zerkając w przesypujący się w klepsydrze piasek, czy może, mimo naszej samotności, zdecydowalibyśmy się zakończyć cykl życia? Takie właśnie kwestie porusza krótkometrażowy film „The Maker” i, moim skromnym zdaniem, wychodzi mu to znakomicie.
Aż trudno uwierzyć, że w zaledwie 4 i pół minuty można przekazać tyle treści i zrobić to w tak prosty, acz sugestywny sposób. Obraz nie daje odpowiedzi na żadne pytania, zmusza do myślenia, niczego nie mówi wprost. Fabuła może i nie jest szczególnie odkrywcza, ale jej piękno tkwi właśnie w prostocie. Dziwny, królikopodobny stwór wpatruje się przez chwilę w klepsydrę, po czym zagląda do tajemniczej księgi i rozpoczyna proces tworzenia istoty podobnej do siebie. Czas ucieka, zadanie nie jest łatwe, gdyż trzeba zadbać o wszystkie szczegóły, a zawierający wskazówki tom jest opasły i wymaga dokładnej lektury. Emocje towarzyszące temu procesowi są naprawdę wyjątkowe, historia jest poruszająca nie tylko za sprawą zachwycającej animacji, o czym za chwilę, ale również znakomitej, perfekcyjnie dopasowanej muzyki. Zresztą to właśnie muzyka sprawiła, że doszło do powstania tego niezwykłego dzieła (film miał być swego rodzaju reklamą i promocją kompozytora Paula Halleya – polecam obejrzeć dostępny na Youtube krótki dokument „The Maker – Behind the Scenes”).
„The Maker” jest dowodem na to, że animacja poklatkowa niejednokrotnie robi znacznie większe wrażenie niż nawet najlepsze CGI. Urocze postacie stworzone przez Amandę Louise Spayd w połączeniu z ręcznie robioną scenografią (zadbano tu o najmniejsze detale – na potrzeby filmu powstał nawet specjalny alfabet i ilustracje do księgi „Makerów”) wyglądają oszałamiająco. Wszystko wykonano z ogromną precyzją. Poświęcono na to aż pół roku, a obraz trwa przecież zaledwie kilka minut. Warto więc, zamiast po raz kolejny gapić się na „Shreka”, przeznaczyć parę chwil na obejrzenie tego dzieła.
Aż trudno uwierzyć, że w zaledwie 4 i pół minuty można przekazać tyle treści i zrobić to w tak prosty, acz sugestywny sposób. Obraz nie daje odpowiedzi na żadne pytania, zmusza do myślenia, niczego nie mówi wprost. Fabuła może i nie jest szczególnie odkrywcza, ale jej piękno tkwi właśnie w prostocie. Dziwny, królikopodobny stwór wpatruje się przez chwilę w klepsydrę, po czym zagląda do tajemniczej księgi i rozpoczyna proces tworzenia istoty podobnej do siebie. Czas ucieka, zadanie nie jest łatwe, gdyż trzeba zadbać o wszystkie szczegóły, a zawierający wskazówki tom jest opasły i wymaga dokładnej lektury. Emocje towarzyszące temu procesowi są naprawdę wyjątkowe, historia jest poruszająca nie tylko za sprawą zachwycającej animacji, o czym za chwilę, ale również znakomitej, perfekcyjnie dopasowanej muzyki. Zresztą to właśnie muzyka sprawiła, że doszło do powstania tego niezwykłego dzieła (film miał być swego rodzaju reklamą i promocją kompozytora Paula Halleya – polecam obejrzeć dostępny na Youtube krótki dokument „The Maker – Behind the Scenes”).
„The Maker” jest dowodem na to, że animacja poklatkowa niejednokrotnie robi znacznie większe wrażenie niż nawet najlepsze CGI. Urocze postacie stworzone przez Amandę Louise Spayd w połączeniu z ręcznie robioną scenografią (zadbano tu o najmniejsze detale – na potrzeby filmu powstał nawet specjalny alfabet i ilustracje do księgi „Makerów”) wyglądają oszałamiająco. Wszystko wykonano z ogromną precyzją. Poświęcono na to aż pół roku, a obraz trwa przecież zaledwie kilka minut. Warto więc, zamiast po raz kolejny gapić się na „Shreka”, przeznaczyć parę chwil na obejrzenie tego dzieła.
Autorką tekstu jest Marta Klon.