Staram się orientować w tym, co się dzieje we współczesnej muzyce tanecznej. Bynamniej nie dlatego, że lubię tańczyć. Parkiet omijam szerokim łukiem, oddając się innym (najlepiej procentowym) przyjemnościom. Ta muzyka zwyczajnie wpada w ucho, dziś dzięki swojej prostocie, kiedyś - przebojowości.
Podzielmy dance na trzy ery: przed Basement Jaxx (z rozrzewnieniem wspominam szalone lata 90., choć pamiętam je jak przez mgłę), okres panowania tego bandu (czytaj: okres świetności), po Basement Jaxx (czyli umca-umca, jakiego wcześniej nie słyszeliście). I poszukajmy momentów przełomowych: między pierwszą, a drugą erą będzie to wydanie albumu „Remedy” w 1999 roku, między drugą, a trzecią ‒ wypuszczenie w świat krążka „Scars” w 2009. Nie muszę chyba nadmieniać, że autorem obu wydań jest brytyjski duet Basement Jaxx. Ich cztery pierwsze longplay'e to istny rollercoaster przez podgatunki, nawiązania i najbardziej szalone beaty muzyki tanecznej. Piąty, czyli właśnie „Scars”, również w tym względzie nie zawodzi, ale daje do zrozumienia, że gatunek ten sześć lat temu zaczął ulegać wielkim zmianom. I nie można już było grać takiego dance'u, do jakiego Basement Jaxx nas przyzwyczaiło.
Podzielmy dance na trzy ery: przed Basement Jaxx (z rozrzewnieniem wspominam szalone lata 90., choć pamiętam je jak przez mgłę), okres panowania tego bandu (czytaj: okres świetności), po Basement Jaxx (czyli umca-umca, jakiego wcześniej nie słyszeliście). I poszukajmy momentów przełomowych: między pierwszą, a drugą erą będzie to wydanie albumu „Remedy” w 1999 roku, między drugą, a trzecią ‒ wypuszczenie w świat krążka „Scars” w 2009. Nie muszę chyba nadmieniać, że autorem obu wydań jest brytyjski duet Basement Jaxx. Ich cztery pierwsze longplay'e to istny rollercoaster przez podgatunki, nawiązania i najbardziej szalone beaty muzyki tanecznej. Piąty, czyli właśnie „Scars”, również w tym względzie nie zawodzi, ale daje do zrozumienia, że gatunek ten sześć lat temu zaczął ulegać wielkim zmianom. I nie można już było grać takiego dance'u, do jakiego Basement Jaxx nas przyzwyczaiło.
A może i można było. Tylko że wtedy o wielkiej rozpoznawalności można było tylko pomarzyć. „Scars” zostało bardzo pozytywnie przyjęte przez fanów, nieco mniej pozytywnie przez krytyków i zignorowane przez mainstream. Wcześniej Brytyjczycy nie mieli większego problemu z tym, aby ich single lawirowały po radiach, podczas gdy w 2009 roku żaden z trzech utworów promujących album nie trafił nawet do pierwszych dwudziestek największych list przebojów. Niezasłużenie.
Okładka krążka idealnie go podsumowuje ‒ jest tu wszystko, w największym miszmaszu gości i eklektyzmie gatunków w historii zespołu. Gwiazdy elektroniki i r'n'b końca pierwszej dekady naszego wieku – Kelis, Satntigold, Lightspeed Champion, starzy wyjadacze – Paloma Faith, Lisa Kekaula, a nawet sama Yoko Ono. Czerpanie z tradycji smooth jazzu, big beatu, new wave'u, musicali, czy nawet protest songów i mieszanie tego wszystkiego z housem, chilloutem i popem. Przez dziesięć lat Anglicy nie silili się na oryginalność, a właśnie nią się wyróżniali od innych gwiazd elektroniki. Tu nie jest inaczej.
Okładka krążka idealnie go podsumowuje ‒ jest tu wszystko, w największym miszmaszu gości i eklektyzmie gatunków w historii zespołu. Gwiazdy elektroniki i r'n'b końca pierwszej dekady naszego wieku – Kelis, Satntigold, Lightspeed Champion, starzy wyjadacze – Paloma Faith, Lisa Kekaula, a nawet sama Yoko Ono. Czerpanie z tradycji smooth jazzu, big beatu, new wave'u, musicali, czy nawet protest songów i mieszanie tego wszystkiego z housem, chilloutem i popem. Przez dziesięć lat Anglicy nie silili się na oryginalność, a właśnie nią się wyróżniali od innych gwiazd elektroniki. Tu nie jest inaczej.
Album otwierają eksperymentalne „Scars” z niepokojącym tempem i syntezatorem oraz psychodeliczne i maksymalnie przebojowe „Raindrops” (to jedna z tych piosenek, którą można by oznaczyć hashtagiem #tomogłozrobićtylkoBasementJaxx), by następnie przejść do jakby żywcem wyjętych ze starych krążków „She's No Good” czy „What a Girl Gotta Do?” (orkiestra z potańcówki z lat 40. na elektronicznych sterydach?) oraz pociętego typowym dla zespołu skomplikowanym beatem „Saga”. Potem musicalowe, świetne wokalnie (Sam Sparro, brawo!) „Feelings Gone”, chyba najmocniejsze na krążku, smutne „My Turn” z przepięknym elektronicznym tłem i wspaniałym tekstem oraz bangerowe (na basement-jaxxowy sposób) „Twerk” do którego udało się wpleść znane „Maniac” z filmu „Flashback”. Wreszcie ultra-eksperymentalne, upiorne „Day Of The Sunflowers (We March On)” z szaloną Yoko Ono na wokalu (te krzyki, te fałsze, ten akcent!) i przesycone tęsknotą, niesamowicie klimatyczne „Stay Close”. A następnie... nudy. Tyle że nudzimy się przez 1/5 długości „Scars”. W przypadku elektronicznej płyty odnotowałbym to jako ogromny sukces.
Nie doceniono tego longplay'a. Kończyła się era porządnego dance'u, nikogo nie interesował poziom i łączenie gatunków, ponownie zaczęło wygrywać łubu-dubu. Które, biorąc pod uwagę jego niemałą popularność, także jest pod pewnymi względami atrakcyjne. Kolejne albumy Basementów były już nieudane, przynajmniej w gatunkowej konwencji – brakowało im przebojowości, czuć było poszukiwanie własnego miejsca w elektronice, a do ambientu, o który w „Zephyrze” z 2010 roku zabiegano, też było daleko. Brytyjczycy na co najmniej sześć (a szykuje się więcej) lat zeszli z dance'owego tronu. Mam jednak nadzieję, że skoro fortuna muzyki tanecznej kołem się toczy, wrócimy do nieco lepszych jakościowo kompozycji i za kilkanaście lat bawić się będziemy do Basement Jaxx. Fajnie będzie zobaczyć tych dziadków na konsolecie.
#PlatzSłucha to cykl poświęcony najnowszej i najlepszej muzyce alternatywnej, ale także wspomnieniom najciekawszych płyt z kilkunastu ubiegłych lat.
Autorem recenzji jest Kuba Jeziorek.
#PlatzSłucha to cykl poświęcony najnowszej i najlepszej muzyce alternatywnej, ale także wspomnieniom najciekawszych płyt z kilkunastu ubiegłych lat.
Autorem recenzji jest Kuba Jeziorek.