Pisząc o jakimkolwiek filmie naszych czasów powinniśmy zadać sobie kilka pytań, m.in. o kondycję kinematografii, o to w jakim kierunku zmierza kino? Czy cały czas można je nazwać formą sztuki, czy może staje się ono jedynie kolejnym źródłem potrzebującej rozrywki publiczności? Czy filmy potrafią zmieniać rzeczywistość i czy w dzisiejszych czasach mają jeszcze jakąkolwiek wartość?
Bo tak naprawdę wszystkie historie w kinie zostały już opowiedziane. Jeżeli przyjrzeć się uważnie nie porusza ono, żadnych nowych kwestii. Kiedy zastanowimy się o czym tak naprawdę jest ten czy inny film okazuje się, że powstały już dziesiątki a czasem nawet i setki produkcji mówiących o dokładnie tym samym. Są to w kółko powtarzane opowieści, tyle że ubrane w zupełnie inną formę, o wiele atrakcyjniejszą, często nawet przyciągającą miliony widzów przed ekran.
Moim zdaniem w dzisiejszej kinematografii chodzi głównie o to, żeby pytania, istniejące od dawien dawna, cały czas utrzymywały się w świadomości ludzi. Za pomocą oryginalnego języka twórców, ciekawej wizji, ale przede wszystkim wciągającej oraz poruszającej historii, mogły na nowo zainteresować. Często bohater zostaje wtedy „wyrzucony” z jakiegoś stereotypu i musi skonfrontować się z zupełnie inną rzeczywistością, co ostatecznie buduje niekonwencjonalna opowieść.
O takich właśnie filmach chciałabym pisać. O filmach, które leżą gdzieś na obrzeżach popkultury, a zarazem trudno też je nazwać produkcjami niekomercyjnymi. O kinie, które potrafi wpływać na ludzi, może czasami nawet ich zmieniać, które poza atrakcyjną formą, ciekawą dla współczesnego widza, potrafi wzruszyć i zaszczepić w nim jakąś głębszą myśl.
Bo tak naprawdę wszystkie historie w kinie zostały już opowiedziane. Jeżeli przyjrzeć się uważnie nie porusza ono, żadnych nowych kwestii. Kiedy zastanowimy się o czym tak naprawdę jest ten czy inny film okazuje się, że powstały już dziesiątki a czasem nawet i setki produkcji mówiących o dokładnie tym samym. Są to w kółko powtarzane opowieści, tyle że ubrane w zupełnie inną formę, o wiele atrakcyjniejszą, często nawet przyciągającą miliony widzów przed ekran.
Moim zdaniem w dzisiejszej kinematografii chodzi głównie o to, żeby pytania, istniejące od dawien dawna, cały czas utrzymywały się w świadomości ludzi. Za pomocą oryginalnego języka twórców, ciekawej wizji, ale przede wszystkim wciągającej oraz poruszającej historii, mogły na nowo zainteresować. Często bohater zostaje wtedy „wyrzucony” z jakiegoś stereotypu i musi skonfrontować się z zupełnie inną rzeczywistością, co ostatecznie buduje niekonwencjonalna opowieść.
O takich właśnie filmach chciałabym pisać. O filmach, które leżą gdzieś na obrzeżach popkultury, a zarazem trudno też je nazwać produkcjami niekomercyjnymi. O kinie, które potrafi wpływać na ludzi, może czasami nawet ich zmieniać, które poza atrakcyjną formą, ciekawą dla współczesnego widza, potrafi wzruszyć i zaszczepić w nim jakąś głębszą myśl.
„Zapaśnik”, czyli film o przekraczaniu własnych granic
„W zapasach nie chodzi o sprawienie komuś bólu, to choreografia, jak w balecie.” – tak w jednym z wywiadów mówi odtwórca głównej roli w filmie Darrena Aronofsky’ego, Mickey Rourke. Trudno dodać coś więcej. Tak naprawdę zapasy opierają się na z góry ustalonej walce. Nawet w filmie pokazane są sceny omawiania pewnych chwytów, planowanie gry mającej się rozpocząć na ringu. Nikt tego nie ukrywa. Widzów to nawet nie interesuje, oni przychodzą, obejrzeć pewnego rodzaju show, popatrzeć na ogromną dawkę przemocy. Nietrudno się także domyślić, że amerykański idol, legenda zapasów, wygra z każdym innym przeciwnikiem. W gruncie rzeczy walki te mają na celu zaspokojenie potrzeb publiczności, która nie przybywa, żeby zobaczyć starcie dwóch równych sobie przeciwników, ale wiecznie żywego bohatera swojej młodości.
Film ukazuje kontrast między dwoma światami Randy’ego. Z jednej strony jest życie na ringu, gdzie Robinson staje się w oczach tłumu niezniszczalną ikoną. Potrafi przezwyciężyć ból i mierzyć się z każdym, nawet najgroźniejszym, przeciwnikiem. Z kolei po zejściu ze sceny, podczas konfrontacji z rzeczywistością, okazuje się być całkowicie bezbronnym człowiekiem.
Darren Aronofsky w swoim filmie konfrontuje głównego bohatera z problemami zwykłych ludzi. Przykładowo, kiedy Randy podejmuje pracę w supermarkecie na początku stara się zabawiać ludzi, dostarczać im rozrywki, czyli robić dokładnie to, co próbował osiągnąć przez całe życie na ringu. Jednak nikt się nim nie interesuje, jest on jedynie ekspedientem podającym zza lady wędliny. Okrzyki podziwu i szum publiczności z ringu zamieniają się nagle na pełne obojętności ludzkie twarze, a on cały czas jest przecież słynnym zapaśnikiem, legendą ringu, Randym „Ramem” Robinsonem.
Darren Aronofsky mógł zrobić film o sportowcu na szczycie swojej kariery. Gdyby tak było w pierwszym ujęciu prawdopodobnie szedłby on wśród blasku fleszy, otoczony przez tłum oddanych wielbicieli. Tyle, że my na samym początku filmu widzimy go samego, w szkolnej sali, 20 lat po „punkcie kulminacyjnym” jego kariery. I to jest właśnie interesujące. „Zapaśnik” opowiada o człowieku, dla którego powoli zaczyna brakować miejsca na świecie. Każda jego próba oddalenia się od ringu i rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu kończy się całkowitą porażką. Poza „Zapaśnikiem”, Aronofsky stworzył jeszcze dwa filmy, których bohaterami są ludzie próbujący wyjść po za schemat, przekroczyć granice (psychiki w „Czarnym łabędziu” oraz umysłu w filmie „Pi”). Dążą do perfekcji, próbują pokonać swoje słabości, przezwyciężyć ból. Są to ludzie owładnięci przekonaniem, że znaczą coś więcej.
Z „Zapaśnika” bije realizm. Reżyser wykorzystuje słabości bohatera – zmęczone wysiłkiem ciało, niewyrażającą emocji twarz – żeby zbliżyć go do widza. Od samego początku mamy możliwość wejścia w najbardziej intymną sferę życia Randy’ego i przyglądać się jej. Kręcone z ręki ujęcia są kolejnym elementem, który nadaje historii naturalności. Kamera nadaje dynamizmu akcji, ale nie narusza rytmu historii ustanowionego przez reżysera. Jest to dzieło na pewno wykraczające po za przeciętność. Dodatkowo zaskakuje fakt, że zostało ono zrobione przy bardzo okrojonym budżecie angażując postrzeganego jako wypaloną gwiazdę, Mickey’a Rourke’a. Trudno ukryć, do czego także często powracają dziennikarze podczas wywiadów, że jego biografia jest diametralnie podobna do historii Randy’ego. Aktor przez długi czas trenował boks, co wpłynęło po pewnym czasie na jego wygląd oraz kondycje. Z kolei po serii kontrowersyjnych zachowań i skandali w świecie kina zaczął zostawać pomijany w interesujących filmowych produkcjach i jednocześnie na jakiś czas został wyrzucony z hollywoodzkiego obiegu.
„Zapaśnik” jest filmem na długo zapadającym w pamięć. To intrygująca opowieść, świetnie sportretowany i złożony bohater, film zrobiony w idealnym momencie, ze świetnym wyczuciem reżysera i bardzo dobrą grą aktorską. Krótko ujmując „Zapaśnik” zaskakuje, przenosi nas na ring i rzuca widzowi prawdziwe wyzwanie.
Film ukazuje kontrast między dwoma światami Randy’ego. Z jednej strony jest życie na ringu, gdzie Robinson staje się w oczach tłumu niezniszczalną ikoną. Potrafi przezwyciężyć ból i mierzyć się z każdym, nawet najgroźniejszym, przeciwnikiem. Z kolei po zejściu ze sceny, podczas konfrontacji z rzeczywistością, okazuje się być całkowicie bezbronnym człowiekiem.
Darren Aronofsky w swoim filmie konfrontuje głównego bohatera z problemami zwykłych ludzi. Przykładowo, kiedy Randy podejmuje pracę w supermarkecie na początku stara się zabawiać ludzi, dostarczać im rozrywki, czyli robić dokładnie to, co próbował osiągnąć przez całe życie na ringu. Jednak nikt się nim nie interesuje, jest on jedynie ekspedientem podającym zza lady wędliny. Okrzyki podziwu i szum publiczności z ringu zamieniają się nagle na pełne obojętności ludzkie twarze, a on cały czas jest przecież słynnym zapaśnikiem, legendą ringu, Randym „Ramem” Robinsonem.
Darren Aronofsky mógł zrobić film o sportowcu na szczycie swojej kariery. Gdyby tak było w pierwszym ujęciu prawdopodobnie szedłby on wśród blasku fleszy, otoczony przez tłum oddanych wielbicieli. Tyle, że my na samym początku filmu widzimy go samego, w szkolnej sali, 20 lat po „punkcie kulminacyjnym” jego kariery. I to jest właśnie interesujące. „Zapaśnik” opowiada o człowieku, dla którego powoli zaczyna brakować miejsca na świecie. Każda jego próba oddalenia się od ringu i rozpoczęcia nowego rozdziału w życiu kończy się całkowitą porażką. Poza „Zapaśnikiem”, Aronofsky stworzył jeszcze dwa filmy, których bohaterami są ludzie próbujący wyjść po za schemat, przekroczyć granice (psychiki w „Czarnym łabędziu” oraz umysłu w filmie „Pi”). Dążą do perfekcji, próbują pokonać swoje słabości, przezwyciężyć ból. Są to ludzie owładnięci przekonaniem, że znaczą coś więcej.
Z „Zapaśnika” bije realizm. Reżyser wykorzystuje słabości bohatera – zmęczone wysiłkiem ciało, niewyrażającą emocji twarz – żeby zbliżyć go do widza. Od samego początku mamy możliwość wejścia w najbardziej intymną sferę życia Randy’ego i przyglądać się jej. Kręcone z ręki ujęcia są kolejnym elementem, który nadaje historii naturalności. Kamera nadaje dynamizmu akcji, ale nie narusza rytmu historii ustanowionego przez reżysera. Jest to dzieło na pewno wykraczające po za przeciętność. Dodatkowo zaskakuje fakt, że zostało ono zrobione przy bardzo okrojonym budżecie angażując postrzeganego jako wypaloną gwiazdę, Mickey’a Rourke’a. Trudno ukryć, do czego także często powracają dziennikarze podczas wywiadów, że jego biografia jest diametralnie podobna do historii Randy’ego. Aktor przez długi czas trenował boks, co wpłynęło po pewnym czasie na jego wygląd oraz kondycje. Z kolei po serii kontrowersyjnych zachowań i skandali w świecie kina zaczął zostawać pomijany w interesujących filmowych produkcjach i jednocześnie na jakiś czas został wyrzucony z hollywoodzkiego obiegu.
„Zapaśnik” jest filmem na długo zapadającym w pamięć. To intrygująca opowieść, świetnie sportretowany i złożony bohater, film zrobiony w idealnym momencie, ze świetnym wyczuciem reżysera i bardzo dobrą grą aktorską. Krótko ujmując „Zapaśnik” zaskakuje, przenosi nas na ring i rzuca widzowi prawdziwe wyzwanie.
Tekst jest częścią cyklu #PlatzOgląda, w którym przedstawiamy Wam najciekawsze, współczesne filmy.
Autorką recenzji jest Maria Puch.
Autorką recenzji jest Maria Puch.