„Nieznośna lekkość bytu” Milana Kundery to książka, która została wydana na długo przed moim urodzeniem, ale i tak poprzestawiała mi całe życie. Sam Kundera, Czech, a więc z założenia człowiek niebagatelny, pewnie nie ma o tym pojęcia. Znam mnóstwo skrzywdzonych przez niego ludzi, którzy woleliby „Nieznośnej…” nigdy nie czytać, bo oszczędziłoby im to wiele smutku i zgryzot.
Założenie jest proste: mamy bohaterów, Tomasza, Teresę, Sabinę i Franza. Poznajemy ich historie, ale to nie jest najważniejsze w tej wielowarstwowej powieści. Bohaterowie są tutaj tylko pretekstem do rozważań o kondycji współczesnego człowieka. Łatwo będzie się w tym odnaleźć, bo Kundera pisze o życiu, o śmierci, o emocjach, a nawet o wpływie Historii na życie jednostki. Element Historii (pisząc o niej w kontekście Kundery używanie wielkiej litery to jedyny właściwy zapis!), decyzje polityczne jako tło to niemal stały punkt w twórczości Kundery – nawet jeśli pisze o wydarzeniach dawno już zapomnianych, to jego pisanie jest uniwersalne i wciąż aktualne.
Może powinnam była zacząć od tego, że „Nieznośna lekkość bytu” to powieść, z klasyfikacją której przeciętny czytelnik będzie miał problem. Kundera wyłamał się z dobrze znanych i oswojonych ram powieści – nie ma tu prawdziwego początku, nie ma też prawdziwego zakończenia, a narrator wydaje się miejscami mówić za dużo i nie na temat. Czy na pewno? Powieść ta ma sprytną konstrukcję, w której ważniejsze od zakończenia jest to, co dzieje się pomiędzy. Wplatanie esejów w treść jest typową cechą twórczości Kundery. Momentami można zgubić się w słowach, faktach i pobocznych wątkach – mnogość poruszanych przez niegotematów jednocześnie drażni i zostawia niedosyt. Wiem, że niektórych odstraszają filozoficzno-muzyczne wtrącenia – „Nieznośna lekkość bytu” to nietypowa powieść, to nie romans, który zaczyna się ich spotkaniem, a kończy ślubem lub śmiercią. Wolałabym nazwać to intelektualną zabawą, której nie można się oprzeć. Łatwo zauroczyć się inteligentnym, zdystansowanym tonem Kundery i dać mu się prowadzić, zostawiając za sobą coraz więcej pytań. Kilka wątków splątanych ze sobą, przerywanych eseistycznymi rozważaniami; siedem części, które w całość wiąże kilka snów i słów-kluczy takich jak: ciężar, lekkość, dusza, ciało, tęsknota czy kicz. Te słowa-klucze to filary, to fundamenty na których Kundera buduje całą powieść. Historia Tomasza, Teresy, Sabiny i Franza rozgrywa się gdzieś pomiędzy rozważaniami o ciężarze i lekkości. Mniej istotne wydają się ich działania same w sobie w kontekście tego, co autor naprawdę próbuje przez nie przekazać. Przykładowo śmierć Tomasza i wydarzenia rozgrywające się w Afryce są doskonałą okazją do rozważań na temat tego czym jest kicz. Tak samo dzieje się w przypadku opisu romansów Sabiny, które prowadzą do tego, że zastanawiamy się nad czymś, co dalekie jest od życia erotycznego tej bohaterki – Sabiny nie przygniata ciężkie brzemię życia, ale właśnie jego nieznośna lekkość, fakt, że nie ma przed sobą celu, a jedyna pewność w jej życiu to pewność otaczającej ją pustki. Rozważania o bezcelowości i bezpowrotnościludzkiego życia mieszają się z muzycznym motywem „Einmal ist keinmal” i zostawiają nas gdzieś na granicy rozczarowania, pogodzenia się z tym i współczucia.
Wszystkie historie dzieją się na tle wydarzeń Praskiej Wiosny w 1968 roku. Kundera ukazuje to z różnych perspektyw – dla każdego z bohaterów ma to inne znaczenie, inne rzeczy ich dotyczą, inne dotykają. Momentami jednak tło staje się tym, co kieruje ich losem – autor pokazuje w ten sposób jak decyzje polityczne mogą wpłynąć na życie jednostki. Człowiek jest bezsilny wobec teraźniejszości, znacznie większej, pochłaniającej państwo czy kontynent – jest jedynie przedmiotem, który można przestawić z miejsca na miejsce, jeżeli nie wpisuje się on w odpowiedni schemat. Tak stało się w przypadku Tomasza, który z pozycji cenionego chirurga został zdegradowany do kogoś, kto zajmuje się myciem okien. W podobnej sytuacji znalazł się również sam Kundera, który został usunięty ze stanowiska wykładowcy uniwersyteckiego. Dziś łatwo jest dostrzec uniwersalizm tej powieści, choć od jej wydania zmienił się ustrój i zwyczaje – niemal zawsze, w każdym miejscu i w każdym czasie historycznym znajdzie się ktoś, kogo zrujnuje rzeczywistość. Wpływ historii i polityki na podejmowane przez nas decyzje to nie tylko ucieczka z kraju za wolnością, ale też ta bardziej prozaiczna – za chlebem i godnością.
Narracja w powieści jest bardzo specyficzna – narrator obserwuje świat z dystansu, wtrąca swoje przemyślenia na temat życia, jednocześnie w książce możemy przeczytać następujące słowa: ,,Ale czyż nie jest tak, że autor umie mówić tylko sam o sobie?”. Kundera prowadzi z nami zmyślną grę, a wciągając nas w relacje pomiędzy Tomaszem i jego kobietami, wciąga nas w świat, w którym lekkość życia jest bezsensem, a miłość i seks nie stanowią jedności – wręcz przeciwnie, można je zgrabnie rozdzielać, nieumyślnie łamiąc przy tym komuś serce. Wbrew pozorom, nie dotyczy to tylko relacji pomiędzy bohaterami – są oni dla Kundery tylko przykładem, którym zdecydował się posłużyć, chcąc barwnie przedstawić swoje przemyślenia. Nie pisze w barokowym stylu, nie dba o liczbę epitetów czy zdań wielokrotnie złożonych. Słowa, których używa, są proste. Wystarczają, by pomieścić ogrom motywów i emocji.
Moje pierwsze zetknięcie z twórczością Milana Kundery było zupełnie przypadkowe. Po raz pierwszy przeczytałam „Nieznośną lekkość bytu" w 2009 roku, niewiele z niej rozumiejąc i niekoniecznie zdając sobie sprawę z jak wielką literaturą mam do czynienia. Od tamtego czasu czytałam ją już wiele razy, podkreślając w swoim egzemplarzu niemal całe strony, pozwalając zdaniom utrwalać się w głowie tak, by móc sobie o nich przypominać w odpowiednim momencie. Dziś mogę spokojnie zaliczyć ją do tych utworów, które w jakiś sposób ukształtowały moją osobowość i są mi szczególnie bliskie. To jedna z tych książek, które pod niepozorną, utrzymaną w minimalistycznym stylu okładką, ukrywają swoją treść. Jeśli zdecydujemy się ją komuś podarować, to możemy być pewni, że wręczamy ładnie opakowaną tykającą bombę. Kilkaset stron, kilkadziesiąt tysięcy słów, które z mistrzowską precyzją odkrywają motywy postępowania, wzorce, według których nieświadomie kreślimy życie, pokazują jak wiele rzeczy każdy z nas interpretuje inaczej. Czytanie „Nieznośnej lekkości bytu” to trochę jak przyznawanie się przed samym sobą do swoich największych słabości. Kundera jest zdystansowany, jest bezwzględny, gdy odkrywa przed nami ludzkie – a więc nasze własne – słabości. Boleśnie otwiera nam oczy na wszystko to, co dotąd wydawało się być oczywiste, a mimo to wzrusza i wzbudza w nas niedefiniowalne tęsknoty.
Tekst jest częścią cyklu #PlatzCzyta, w którym odkrywamy mało znane, literackie perełki oraz mówimy o najciekawszych nowościach wydawniczych.
Autorką tekstu jest Eta Kalamorz.
Może powinnam była zacząć od tego, że „Nieznośna lekkość bytu” to powieść, z klasyfikacją której przeciętny czytelnik będzie miał problem. Kundera wyłamał się z dobrze znanych i oswojonych ram powieści – nie ma tu prawdziwego początku, nie ma też prawdziwego zakończenia, a narrator wydaje się miejscami mówić za dużo i nie na temat. Czy na pewno? Powieść ta ma sprytną konstrukcję, w której ważniejsze od zakończenia jest to, co dzieje się pomiędzy. Wplatanie esejów w treść jest typową cechą twórczości Kundery. Momentami można zgubić się w słowach, faktach i pobocznych wątkach – mnogość poruszanych przez niegotematów jednocześnie drażni i zostawia niedosyt. Wiem, że niektórych odstraszają filozoficzno-muzyczne wtrącenia – „Nieznośna lekkość bytu” to nietypowa powieść, to nie romans, który zaczyna się ich spotkaniem, a kończy ślubem lub śmiercią. Wolałabym nazwać to intelektualną zabawą, której nie można się oprzeć. Łatwo zauroczyć się inteligentnym, zdystansowanym tonem Kundery i dać mu się prowadzić, zostawiając za sobą coraz więcej pytań. Kilka wątków splątanych ze sobą, przerywanych eseistycznymi rozważaniami; siedem części, które w całość wiąże kilka snów i słów-kluczy takich jak: ciężar, lekkość, dusza, ciało, tęsknota czy kicz. Te słowa-klucze to filary, to fundamenty na których Kundera buduje całą powieść. Historia Tomasza, Teresy, Sabiny i Franza rozgrywa się gdzieś pomiędzy rozważaniami o ciężarze i lekkości. Mniej istotne wydają się ich działania same w sobie w kontekście tego, co autor naprawdę próbuje przez nie przekazać. Przykładowo śmierć Tomasza i wydarzenia rozgrywające się w Afryce są doskonałą okazją do rozważań na temat tego czym jest kicz. Tak samo dzieje się w przypadku opisu romansów Sabiny, które prowadzą do tego, że zastanawiamy się nad czymś, co dalekie jest od życia erotycznego tej bohaterki – Sabiny nie przygniata ciężkie brzemię życia, ale właśnie jego nieznośna lekkość, fakt, że nie ma przed sobą celu, a jedyna pewność w jej życiu to pewność otaczającej ją pustki. Rozważania o bezcelowości i bezpowrotnościludzkiego życia mieszają się z muzycznym motywem „Einmal ist keinmal” i zostawiają nas gdzieś na granicy rozczarowania, pogodzenia się z tym i współczucia.
Wszystkie historie dzieją się na tle wydarzeń Praskiej Wiosny w 1968 roku. Kundera ukazuje to z różnych perspektyw – dla każdego z bohaterów ma to inne znaczenie, inne rzeczy ich dotyczą, inne dotykają. Momentami jednak tło staje się tym, co kieruje ich losem – autor pokazuje w ten sposób jak decyzje polityczne mogą wpłynąć na życie jednostki. Człowiek jest bezsilny wobec teraźniejszości, znacznie większej, pochłaniającej państwo czy kontynent – jest jedynie przedmiotem, który można przestawić z miejsca na miejsce, jeżeli nie wpisuje się on w odpowiedni schemat. Tak stało się w przypadku Tomasza, który z pozycji cenionego chirurga został zdegradowany do kogoś, kto zajmuje się myciem okien. W podobnej sytuacji znalazł się również sam Kundera, który został usunięty ze stanowiska wykładowcy uniwersyteckiego. Dziś łatwo jest dostrzec uniwersalizm tej powieści, choć od jej wydania zmienił się ustrój i zwyczaje – niemal zawsze, w każdym miejscu i w każdym czasie historycznym znajdzie się ktoś, kogo zrujnuje rzeczywistość. Wpływ historii i polityki na podejmowane przez nas decyzje to nie tylko ucieczka z kraju za wolnością, ale też ta bardziej prozaiczna – za chlebem i godnością.
Narracja w powieści jest bardzo specyficzna – narrator obserwuje świat z dystansu, wtrąca swoje przemyślenia na temat życia, jednocześnie w książce możemy przeczytać następujące słowa: ,,Ale czyż nie jest tak, że autor umie mówić tylko sam o sobie?”. Kundera prowadzi z nami zmyślną grę, a wciągając nas w relacje pomiędzy Tomaszem i jego kobietami, wciąga nas w świat, w którym lekkość życia jest bezsensem, a miłość i seks nie stanowią jedności – wręcz przeciwnie, można je zgrabnie rozdzielać, nieumyślnie łamiąc przy tym komuś serce. Wbrew pozorom, nie dotyczy to tylko relacji pomiędzy bohaterami – są oni dla Kundery tylko przykładem, którym zdecydował się posłużyć, chcąc barwnie przedstawić swoje przemyślenia. Nie pisze w barokowym stylu, nie dba o liczbę epitetów czy zdań wielokrotnie złożonych. Słowa, których używa, są proste. Wystarczają, by pomieścić ogrom motywów i emocji.
Moje pierwsze zetknięcie z twórczością Milana Kundery było zupełnie przypadkowe. Po raz pierwszy przeczytałam „Nieznośną lekkość bytu" w 2009 roku, niewiele z niej rozumiejąc i niekoniecznie zdając sobie sprawę z jak wielką literaturą mam do czynienia. Od tamtego czasu czytałam ją już wiele razy, podkreślając w swoim egzemplarzu niemal całe strony, pozwalając zdaniom utrwalać się w głowie tak, by móc sobie o nich przypominać w odpowiednim momencie. Dziś mogę spokojnie zaliczyć ją do tych utworów, które w jakiś sposób ukształtowały moją osobowość i są mi szczególnie bliskie. To jedna z tych książek, które pod niepozorną, utrzymaną w minimalistycznym stylu okładką, ukrywają swoją treść. Jeśli zdecydujemy się ją komuś podarować, to możemy być pewni, że wręczamy ładnie opakowaną tykającą bombę. Kilkaset stron, kilkadziesiąt tysięcy słów, które z mistrzowską precyzją odkrywają motywy postępowania, wzorce, według których nieświadomie kreślimy życie, pokazują jak wiele rzeczy każdy z nas interpretuje inaczej. Czytanie „Nieznośnej lekkości bytu” to trochę jak przyznawanie się przed samym sobą do swoich największych słabości. Kundera jest zdystansowany, jest bezwzględny, gdy odkrywa przed nami ludzkie – a więc nasze własne – słabości. Boleśnie otwiera nam oczy na wszystko to, co dotąd wydawało się być oczywiste, a mimo to wzrusza i wzbudza w nas niedefiniowalne tęsknoty.
Tekst jest częścią cyklu #PlatzCzyta, w którym odkrywamy mało znane, literackie perełki oraz mówimy o najciekawszych nowościach wydawniczych.
Autorką tekstu jest Eta Kalamorz.