Jedne historie żyją w nas krótko, drugie długo, a jeszcze inne wcale nie wybrzmiewają – i tutaj nie ma zasady. Ale są i historie, które opowiedziane w trzech różnych formach – książka, film, muzyka – wciąż zaskakują, nasuwając nowe interpretacje. Taki jest właśnie „Gnój” Kuczoka, „Pręgi” Piekorz i „Pręgi” rapera Mam Na Imię Aleksander.
„Wiesz za co?! Wiesz za co?!” – tymi słowami zaczyna się utwór rapera Mam Na Imię Aleksander (MNIA), który stanowi bezpośrednie odwołanie do filmu z 2004 roku w reżyserii Magdaleny Piekorz: „Pręgi”. Drugie zdanie, będące również cytatem z filmu („Stare metody są najlepsze – pamiętaj”), jest kompletnie wyciągnięte z kontekstu, obraz przedstawiony w teledysku nadaje mu nieco inny – acz spójny z całością książki, filmu i muzyki – sens. W dodatku sprawia, że słuchacz obeznany z kinematografią wie, że opowieść Aleksandra stanowi w jego wykonaniu próbę luźnego nawiązania do rozmowy między katem a ofiarą, której nie zrealizowano w filmie, a którą stary K. (ojciec) chciał – przynajmniej tak twierdzą zapisy magnetofonowe – odbyć w odpowiednim czasie. Zatem MNIA prowadzi dwugłos, który został idealnie uzupełniony obrazem, tak, aby widz nie miał wątpliwości, kto w danej chwili przemawia – po obejrzeniu filmu te perspektywy mogą się nieco mieszać, bo w końcu Wojciech (mały K.) przejmuje cechy ojca i wie, że nie sposób od niego uciec.
Pierwszym głosem Aleksander obdarzył ojca, który w teledysku jest pokazany od tyłu wraz ze swoim atrybutem – pasem (w filmie – pejcz). Początkowe wersy są interpretacją rapera, wyczytaną spomiędzy scen oraz próbą nakreślenia sytuacji, w której znalazł się słuchacz, nie znający filmowego obrazu. Zatem dostajemy istotną informację o śmierci matki chłopca oraz o żarliwości religijnej ojca, który kocha – za bardzo, i chce – za bardzo, i za dobrze – dla swojego syna. W końcu, jak sam się określa: „nie – nie jestem zbawcą / Za to dobrym radcą / Tak niezawodnym, zdolnym, by darzyć łaską […] / Ja ostatni bastion…” i trudno po obejrzeniu filmu nie zgodzić się z tą interpretacją, a nawet porzucić swoją wcześniejszą na rzecz Aleksandrowej, która w dosłownie kilku wersach oddaje nastawienie ojca do syna. Wyraźnym odniesieniem do filmu, prawie dosłownym cytatem są kolejne wersy: „Masz mi być synem, dać się okiełznać / Nagroda tak jak kara płynie prosto z serca / Znaj drogę miłosierdzia” – w końcu stary K. każe dziękować synowi za każde uderzenie, które czyni w trosce o jego wychowanie. Zresztą i do tego nawiązuje Aleksander później: „Każdy raz ode mnie to prolog zmian na lepsze / Gdy wokół każdy sępem – wychowam silną bestię / Wiedz, że kara jest nagrodą – dziękuj za nią / Jakoś muszę Cię wychować…”, a potem czeka na nas (zarówno w filmie, jak i w wypowiedzi MNIA) odpowiedź, co Wojtek dostaje w zamian – silny charakter, niezależność, dumę, niechęć do słabeuszy. Zdobywa też szacunek do życia, pod warunkiem, że będzie słuchał ojca z pokorą i ujrzy w tym sens. Stary K.: „Wszystko czego chcę od swojego dziecka – bądź jak... ojciec” – i w filmowej adaptacji książki faktycznie tak się dzieje. Mały K. z biegiem czasu (widzimy go w okresie 12 i 30 lat) staje się odbiciem swojego ojca. Prócz charakterystycznego „psia mać” wypowiadanego przez bohatera, widzimy jego porywczość, dystans i chłodny stosunek do innych, nawet swojego jedynego przyjaciela – o ile w ogóle możemy o takowym mówić. Filmowy bohater jest tego w pełni świadom, o czym w szaleńczym zatraceniu wyznaje Tani – wie, że przed ojcem uciec nie może, widzi go w lustrze, podczas wykonywania podstawowych czynności (banalna i zarazem wymowna scena mycia zębów), odnajduje go także w słowach i gestach... Ojciec może być dumny – stał się nim. To w filmie, a u Aleksandra? U tego młodego rapera historia toczy się nieco inaczej, i zanim przedstawię tworzący spójną całość i zarazem będący podsumowaniem refren, przyjrzyjmy się, co na to Wojtek. Nim usłyszymy jego dojrzały głos, z głośnika przemawia do nas kolejny urywek z filmu, kiedy mały K. (Wojtek) mówi: „Kiedyś mu oddam. Oddam mu tak, żeby wiedział, jak boli. Żeby wiedział, że nie musi się tak męczyć, że wystarczy raz żebym poczuł”.
Sceneria w teledysku się nie zmienia (zostaje ciemne pomieszczenie i krzesło) – zmienia się za to ujęcie. Już nie plecy i pas, lecz ustawiona z przodu kamera, skierowana wprost na pochyloną sylwetkę młodego mężczyzny. Podobnie jak w pierwszej zwrotce, mamy tutaj apostrofę, i to podwójną: „Tata… / Tato!”, abyśmy nie mieli złudzeń odnośnie tego, kto teraz przemawia. Dorosły już Wojtek, odgrywany przez Aleksandra, mówi wprost: „Wiem czego chciałeś – być dobrym ojcem, lecz / Możliwości jest morze, popłynąłeś z prądem / Robiłem, co mogłem, nie jestem ze stali!” – te słowa nie budzą we mnie zastrzeżeń, mimo że w filmie syn nie wykazuje nawet cienia zrozumienia dla postępowania starego K. Kolejne słowa są sporą nadinterpretacją, ale zarazem wkładem własnym MNIA, który swoją historię, tzn. tę zainspirowaną filmem, pcha w nieco inną stronę – „Hartowanie? (Co?) / To było owijanie twarzy folią!” w stronę już nie znęcania się psychicznego i fizycznego, a prawdziwego sadyzmu. Następne wersy to już kolejne odskocznie i kreowanie nowego świata przez rapera, co nasuwa pytanie: czy Aleksander nie rozminął się nieco ze swoją pierwotną wizją? „Wywalanie z chaty, jak psa w mróz, jak stare szmaty / Nie wiem czy to alko ci wyżarło mózg?!”. Sama Piekorz w jednym z wywiadów mówiła, że problem stanowiła miłość ojca – stanowczo za duża, u jednych przeradzająca się w nadopiekuńczość, u innych w katowanie, ale nie sadyzm, o który zahacza raper.
Pierwszym głosem Aleksander obdarzył ojca, który w teledysku jest pokazany od tyłu wraz ze swoim atrybutem – pasem (w filmie – pejcz). Początkowe wersy są interpretacją rapera, wyczytaną spomiędzy scen oraz próbą nakreślenia sytuacji, w której znalazł się słuchacz, nie znający filmowego obrazu. Zatem dostajemy istotną informację o śmierci matki chłopca oraz o żarliwości religijnej ojca, który kocha – za bardzo, i chce – za bardzo, i za dobrze – dla swojego syna. W końcu, jak sam się określa: „nie – nie jestem zbawcą / Za to dobrym radcą / Tak niezawodnym, zdolnym, by darzyć łaską […] / Ja ostatni bastion…” i trudno po obejrzeniu filmu nie zgodzić się z tą interpretacją, a nawet porzucić swoją wcześniejszą na rzecz Aleksandrowej, która w dosłownie kilku wersach oddaje nastawienie ojca do syna. Wyraźnym odniesieniem do filmu, prawie dosłownym cytatem są kolejne wersy: „Masz mi być synem, dać się okiełznać / Nagroda tak jak kara płynie prosto z serca / Znaj drogę miłosierdzia” – w końcu stary K. każe dziękować synowi za każde uderzenie, które czyni w trosce o jego wychowanie. Zresztą i do tego nawiązuje Aleksander później: „Każdy raz ode mnie to prolog zmian na lepsze / Gdy wokół każdy sępem – wychowam silną bestię / Wiedz, że kara jest nagrodą – dziękuj za nią / Jakoś muszę Cię wychować…”, a potem czeka na nas (zarówno w filmie, jak i w wypowiedzi MNIA) odpowiedź, co Wojtek dostaje w zamian – silny charakter, niezależność, dumę, niechęć do słabeuszy. Zdobywa też szacunek do życia, pod warunkiem, że będzie słuchał ojca z pokorą i ujrzy w tym sens. Stary K.: „Wszystko czego chcę od swojego dziecka – bądź jak... ojciec” – i w filmowej adaptacji książki faktycznie tak się dzieje. Mały K. z biegiem czasu (widzimy go w okresie 12 i 30 lat) staje się odbiciem swojego ojca. Prócz charakterystycznego „psia mać” wypowiadanego przez bohatera, widzimy jego porywczość, dystans i chłodny stosunek do innych, nawet swojego jedynego przyjaciela – o ile w ogóle możemy o takowym mówić. Filmowy bohater jest tego w pełni świadom, o czym w szaleńczym zatraceniu wyznaje Tani – wie, że przed ojcem uciec nie może, widzi go w lustrze, podczas wykonywania podstawowych czynności (banalna i zarazem wymowna scena mycia zębów), odnajduje go także w słowach i gestach... Ojciec może być dumny – stał się nim. To w filmie, a u Aleksandra? U tego młodego rapera historia toczy się nieco inaczej, i zanim przedstawię tworzący spójną całość i zarazem będący podsumowaniem refren, przyjrzyjmy się, co na to Wojtek. Nim usłyszymy jego dojrzały głos, z głośnika przemawia do nas kolejny urywek z filmu, kiedy mały K. (Wojtek) mówi: „Kiedyś mu oddam. Oddam mu tak, żeby wiedział, jak boli. Żeby wiedział, że nie musi się tak męczyć, że wystarczy raz żebym poczuł”.
Sceneria w teledysku się nie zmienia (zostaje ciemne pomieszczenie i krzesło) – zmienia się za to ujęcie. Już nie plecy i pas, lecz ustawiona z przodu kamera, skierowana wprost na pochyloną sylwetkę młodego mężczyzny. Podobnie jak w pierwszej zwrotce, mamy tutaj apostrofę, i to podwójną: „Tata… / Tato!”, abyśmy nie mieli złudzeń odnośnie tego, kto teraz przemawia. Dorosły już Wojtek, odgrywany przez Aleksandra, mówi wprost: „Wiem czego chciałeś – być dobrym ojcem, lecz / Możliwości jest morze, popłynąłeś z prądem / Robiłem, co mogłem, nie jestem ze stali!” – te słowa nie budzą we mnie zastrzeżeń, mimo że w filmie syn nie wykazuje nawet cienia zrozumienia dla postępowania starego K. Kolejne słowa są sporą nadinterpretacją, ale zarazem wkładem własnym MNIA, który swoją historię, tzn. tę zainspirowaną filmem, pcha w nieco inną stronę – „Hartowanie? (Co?) / To było owijanie twarzy folią!” w stronę już nie znęcania się psychicznego i fizycznego, a prawdziwego sadyzmu. Następne wersy to już kolejne odskocznie i kreowanie nowego świata przez rapera, co nasuwa pytanie: czy Aleksander nie rozminął się nieco ze swoją pierwotną wizją? „Wywalanie z chaty, jak psa w mróz, jak stare szmaty / Nie wiem czy to alko ci wyżarło mózg?!”. Sama Piekorz w jednym z wywiadów mówiła, że problem stanowiła miłość ojca – stanowczo za duża, u jednych przeradzająca się w nadopiekuńczość, u innych w katowanie, ale nie sadyzm, o który zahacza raper.
Druga kwestia jest taka, że w przypadku głównych bohaterów filmu nie ma mowy o problemie alkoholowym – pojawia się on, ale w relacji innej pary, w dodatku drugoplanowej, i o ich historii mógłby opowiadać inny utwór – zespołu Hasiok, powstały we współpracy z Maćkiem Maleńczukiem – „Synu”. Pytanie, które rodzi się w tym momencie, brzmi: na ile Aleksander faktycznie tworzy spójny obraz – uzupełnienie, a na ile luźną (nad)interpretację podanej pod nos fabuły?
Następujące po sobie wersy tworzą kolejne odstępstwo – „Rany przez pasy – Twoje trasy do piekła – ból / Chciałem do mamy…”. Pod koniec filmu pada wyraźnie, że „nigdy nie zostawiał śladów”, co sprawiało, że mały K. zazdrościł innym dowodów przemocy. On miał tylko nagrane krzyki ojca i swoje odczucia – ślady, które łatwo zniszczyć. Dowody, z których łatwo zrobić dziecięce wyobrażenia albo wręcz wymysły. A co z matką? W filmie jej nie ma. Zresztą innych kobiet w filmie też niewiele. Kilka zakonnic, z których mały K. się wyśmiewa, „zła” nauczycielka, a w drugiej części filmu tylko grająca dwa epizody sąsiadka i Tania, która okazuje się ostoją Wojciecha. Matka pojawia się tylko na początku filmu i to w postaci najświętszej, bo Matki Boskiej – innej brak. Czy Wojtek tęskni? Z pewnością, ale film tego nie eksponuje, a warto dodać, że pierwsza część jest zapisem jego wspomnień. Nie poznajemy wszystkiego, tylko to, co bohater chce nam pokazać, patrzymy zatem przez pryzmat jego bólu i braku ostoi – myślę, że w tych kilku wersach to Aleksander popłynął z prądem. Trzyma się bardzo blisko filmu, momentami dając głos jego bohaterom – wpleciony dźwięk ze ścieżki audio – a także nawiązując bezpośrednio do ich wypowiedzi w swoim tekście. Jednak w jakiś sposób wciąż próbuje odejść, odciąć się – film stanowi tylko inspirację, która jest w moim odczuciu integralną częścią: w dodatku nadaje jej ten sam tytuł. I o ile w pierwszej fazie chce się powiedzieć: tak, dobrze wykonana robota!, o tyle po bliższemu przyjrzeniu się warstwie tekstowej widać wyraźnie momenty, gdzie tekst rozmija się ze wstępnymi założeniami. A jeśli nie takie były założenia, to tym gorzej dla twórcy, bo jego dzieło wyrwało mu się spod kontroli już na początku i zaczęło żyć swoim życiem, w tym wypadku dosłownie żerując na gotowej fabule.
Co z refrenem? To już wytłumaczenie – „Nie jesteś winny, nie jestem winny”, Aleksander w skórze Wojciecha znów przybiera postać pełną wyrozumiałości i winą za swoje dzieciństwo nie obarcza nikogo. Przyznaje, że tworzenie więzi szło zbyt wolno – śmierć ojca w jakimś stopniu wywiera wrażenie na Wojciechu, zarówno tym filmowym, jak i tym umieszczonym w muzyce – a tytułowe pręgi to „dni udręki, krew z nosa”.
Wcześniej, nim przyjdzie czas na ostatni refren, słyszymy zwrotkę chciałoby się rzec, napisaną przez Wojciecha, zakończoną słowami: „Zrobiłeś co mogłeś, ale nie pomogłeś” i (od)ważne wyznanie: „Nie będę Tobą!”. To wyznanie jest istotne w kontekście całego filmu i utworu. O ile w kwestii filmowej rozwija ostatnią scenę, kiedy to Wojciech zapisuje swoje imię na parze łazienkowego lustra i gdy dostaje pozytywny (jak się domyślamy) test ciążowy od Tani, z lustra wymazuje pierwszą i ostatnią literę swojego imienia, co daje nam napis „OJCIEC” – zatem ostatni wers, uzupełniający zwrotkę, jest obietnicą i ostatecznym zerwaniem więzi z przeszłością, a przynajmniej chęcią wyzbycia się niechcianych cech. Z kolei w kontekście całego utworu wersy te są istotne z innego powodu, ponieważ wraz z kilkoma innymi tworzą jasną sytuację narracyjną. To opowieść zrelacjonowana równocześnie ustami kata i ofiary, w których postacie wcielają się ojciec (książkowy stary K.) i dojrzały już Wojtek (książkowy mały K.), a nie przyszłe pokolenie, czyli Wojciech i jego syn. To rodzi nadzieję, że zarówno on, jak i mały K. ostatecznie pozbędą się demonów przeszłości, a przynajmniej stłumią je w sobie – twarze z lustra będzie dzielić coś więcej niż następstwo lat.
Następujące po sobie wersy tworzą kolejne odstępstwo – „Rany przez pasy – Twoje trasy do piekła – ból / Chciałem do mamy…”. Pod koniec filmu pada wyraźnie, że „nigdy nie zostawiał śladów”, co sprawiało, że mały K. zazdrościł innym dowodów przemocy. On miał tylko nagrane krzyki ojca i swoje odczucia – ślady, które łatwo zniszczyć. Dowody, z których łatwo zrobić dziecięce wyobrażenia albo wręcz wymysły. A co z matką? W filmie jej nie ma. Zresztą innych kobiet w filmie też niewiele. Kilka zakonnic, z których mały K. się wyśmiewa, „zła” nauczycielka, a w drugiej części filmu tylko grająca dwa epizody sąsiadka i Tania, która okazuje się ostoją Wojciecha. Matka pojawia się tylko na początku filmu i to w postaci najświętszej, bo Matki Boskiej – innej brak. Czy Wojtek tęskni? Z pewnością, ale film tego nie eksponuje, a warto dodać, że pierwsza część jest zapisem jego wspomnień. Nie poznajemy wszystkiego, tylko to, co bohater chce nam pokazać, patrzymy zatem przez pryzmat jego bólu i braku ostoi – myślę, że w tych kilku wersach to Aleksander popłynął z prądem. Trzyma się bardzo blisko filmu, momentami dając głos jego bohaterom – wpleciony dźwięk ze ścieżki audio – a także nawiązując bezpośrednio do ich wypowiedzi w swoim tekście. Jednak w jakiś sposób wciąż próbuje odejść, odciąć się – film stanowi tylko inspirację, która jest w moim odczuciu integralną częścią: w dodatku nadaje jej ten sam tytuł. I o ile w pierwszej fazie chce się powiedzieć: tak, dobrze wykonana robota!, o tyle po bliższemu przyjrzeniu się warstwie tekstowej widać wyraźnie momenty, gdzie tekst rozmija się ze wstępnymi założeniami. A jeśli nie takie były założenia, to tym gorzej dla twórcy, bo jego dzieło wyrwało mu się spod kontroli już na początku i zaczęło żyć swoim życiem, w tym wypadku dosłownie żerując na gotowej fabule.
Co z refrenem? To już wytłumaczenie – „Nie jesteś winny, nie jestem winny”, Aleksander w skórze Wojciecha znów przybiera postać pełną wyrozumiałości i winą za swoje dzieciństwo nie obarcza nikogo. Przyznaje, że tworzenie więzi szło zbyt wolno – śmierć ojca w jakimś stopniu wywiera wrażenie na Wojciechu, zarówno tym filmowym, jak i tym umieszczonym w muzyce – a tytułowe pręgi to „dni udręki, krew z nosa”.
Wcześniej, nim przyjdzie czas na ostatni refren, słyszymy zwrotkę chciałoby się rzec, napisaną przez Wojciecha, zakończoną słowami: „Zrobiłeś co mogłeś, ale nie pomogłeś” i (od)ważne wyznanie: „Nie będę Tobą!”. To wyznanie jest istotne w kontekście całego filmu i utworu. O ile w kwestii filmowej rozwija ostatnią scenę, kiedy to Wojciech zapisuje swoje imię na parze łazienkowego lustra i gdy dostaje pozytywny (jak się domyślamy) test ciążowy od Tani, z lustra wymazuje pierwszą i ostatnią literę swojego imienia, co daje nam napis „OJCIEC” – zatem ostatni wers, uzupełniający zwrotkę, jest obietnicą i ostatecznym zerwaniem więzi z przeszłością, a przynajmniej chęcią wyzbycia się niechcianych cech. Z kolei w kontekście całego utworu wersy te są istotne z innego powodu, ponieważ wraz z kilkoma innymi tworzą jasną sytuację narracyjną. To opowieść zrelacjonowana równocześnie ustami kata i ofiary, w których postacie wcielają się ojciec (książkowy stary K.) i dojrzały już Wojtek (książkowy mały K.), a nie przyszłe pokolenie, czyli Wojciech i jego syn. To rodzi nadzieję, że zarówno on, jak i mały K. ostatecznie pozbędą się demonów przeszłości, a przynajmniej stłumią je w sobie – twarze z lustra będzie dzielić coś więcej niż następstwo lat.
O tym, jak film ma się do książki Kuczoka, można by napisać nowy artykuł, jednak istotną sprawą (choć może na osobny, bardziej szczegółowy artykuł) dla mnie jest to, jak utwór „Pręgi” ma się do książki. Choć związków tych MNIA nie zaznacza (w przeciwieństwie do inspiracji filmem – wyświetlenie informacji o tym zaraz na początku teledysku), to się rozumie samo przez się. I to, co często wcześniej nazywam nadinterpretacją, bądź odstępstwem od filmowego obrazu, jest w wielu przypadkach niebezpiecznym przeskokiem na grunt powieści. MNIA podjął ryzyko, któremu nie sprostał m.in. przez brak konsekwencji. Nie stworzył spójnego obrazu książki i filmu, wybrał tylko te „klocki”, które pasowały mu do – jakże chwiejnej – konstrukcji. To podążanie filmowym szlakiem, by po chwili (dopiero w obrębie drugiej zwrotki) wskoczyć na grunt powieści, dopełniając filmowy obraz. Niestety jest to nieudane dopełnienie, tworzące pewien spięcie na styku bądź co bądź dwóch różnych historii (książka i film), które czasem zbiegają się ze sobą.
Autorką tekstu jest Ilona Chylińska.
Autorką tekstu jest Ilona Chylińska.