Budzisz się na betonowej posadzce w piwnicy. Przed twoim nosem przebiega karaluch, a jedyne drzwi, które prowadzą do wyjścia są zamknięte… Chwila, jednak nie. Otwierają się same z cichym skrzypieniem. Wstajesz i niewiele myśląc, wychodzisz przez nie. Jesteś w korytarzu domu… ale czyjego? Idziesz dalej. Podświetlana tarcza zegarka, stojącego na półce wskazuje 23:59. Na kolejnej stoi zdjęcie mężczyzny i telefon. Nie zastanawiasz się nad tym, bo twoją uwagę przykuwa głos, dochodzący z radia. Dziennikarz mówi o człowieku, który z zimną krwią zabił całą swoją rodzinę…
Idziesz dalej, mijasz zamknięte drzwi łazienki i drzwi wejściowe. Nie możesz ich otworzyć. Ale hej! Te na końcu holu otwierają się. Przechodzisz przez nie… i znów znajdujesz się w tym samym korytarzu. Tarcza zegara cały czas wskazuje 23:59, wszystko wygląda tak samo. Tylko ta ogłuszająca cisza... którą nagle przerywa łomot. Ktoś próbuje wydostać się z łazienki, ale drzwi nadal nie można otworzyć. Biegniesz w nadziei, że uda ci się wydostać z domu albo chociaż przejść do innego pomieszczenia. Niestety, to tak nie działa. Znów jesteś w tym samym korytarzu, który tym razem zalewa czerwona poświata, a zegar cały czas wskazuje 23:59…
Idziesz dalej, mijasz zamknięte drzwi łazienki i drzwi wejściowe. Nie możesz ich otworzyć. Ale hej! Te na końcu holu otwierają się. Przechodzisz przez nie… i znów znajdujesz się w tym samym korytarzu. Tarcza zegara cały czas wskazuje 23:59, wszystko wygląda tak samo. Tylko ta ogłuszająca cisza... którą nagle przerywa łomot. Ktoś próbuje wydostać się z łazienki, ale drzwi nadal nie można otworzyć. Biegniesz w nadziei, że uda ci się wydostać z domu albo chociaż przejść do innego pomieszczenia. Niestety, to tak nie działa. Znów jesteś w tym samym korytarzu, który tym razem zalewa czerwona poświata, a zegar cały czas wskazuje 23:59…
Tak zaczyna się „P.T.” (Playable Teaser), interaktywne demo na Playstation 4 do gry „Silent Hills”. A to dopiero początek. Właściwie to jedyny horror i jedna z nielicznych gier, w jaką miałam okazję grać. Konstrukcja dema została zaczerpnięta z koszmarów, w których to biegniemy, chcąc przed czymś uciec, ostatecznie jednak wciąż wracamy w to samo miejsce. I choć jestem strasznym tchórzem, to z zafascynowaniem i ogromną ciekawością przemierzałam w kółko tę okropną pętle korytarzy, w której za każdym razem pojawiało się coś nowego. Na pierwszy rzut oka hol zawsze wyglądał tak samo, jednak tylko do momentu, kiedy z równowagi wytrącała mnie świadomość, że coś się jednak zmieniło. A to barwy oświetlenia, a to inny układ rodzinnych zdjęć, napisy na ścianach, nowe odgłosy, czy komunikaty z radia. Niektóre z audycji były kierowane bezpośrednio do gracza i miały za zadanie naprowadzenie na trop, czemu właściwie znaleźliśmy się w tym domu. Dostajemy więc zarys niewesołej, nieco krwawej historii, w której mąż – alkoholik – morduje dwoje dzieci i żonę, która spodziewa się kolejnego dziecka. Ciąża, jak się okazuje, wynikła wskutek romansu z szefem, co najpewniej popchnęło mężczyznę do popełnienia zbrodni.
Nie do końca wiadomo, czy postać, którą kierujemy – odgrywana przez Normana Reedusa – jest mężem-zbrodniarzem, czy kochankiem zabitej kobiety i ojcem nieślubnego dziecka. „P.T.” nie daje wielu odpowiedzi, co jeszcze bardziej pobudza ciekawość graczy. Twórcy doskonale budują napięcie i atmosferę grozy, bez hektolitrów krwi, flaków i ciągłych jump scare’ów. Po tym, czego można doświadczyć w demie, należałoby się spodziewać najbardziej przerażającego tytułu, który ustanowiłby nowe standardy dla całego gatunku horrorów. „P.T.” to nie tylko groza, ale także fantastyczna grafika, ocierająca się niemal o fotorealizm. Prawie idealne odwzorowanie struktur całego otoczenia sprawia, że trudno się nie bać, zwłaszcza kiedy dochodzą do tego przerażające dźwięki.
Nie do końca wiadomo, czy postać, którą kierujemy – odgrywana przez Normana Reedusa – jest mężem-zbrodniarzem, czy kochankiem zabitej kobiety i ojcem nieślubnego dziecka. „P.T.” nie daje wielu odpowiedzi, co jeszcze bardziej pobudza ciekawość graczy. Twórcy doskonale budują napięcie i atmosferę grozy, bez hektolitrów krwi, flaków i ciągłych jump scare’ów. Po tym, czego można doświadczyć w demie, należałoby się spodziewać najbardziej przerażającego tytułu, który ustanowiłby nowe standardy dla całego gatunku horrorów. „P.T.” to nie tylko groza, ale także fantastyczna grafika, ocierająca się niemal o fotorealizm. Prawie idealne odwzorowanie struktur całego otoczenia sprawia, że trudno się nie bać, zwłaszcza kiedy dochodzą do tego przerażające dźwięki.
Niestety, w kwietniu PlayStation Network usunęło grywalny zwiastun. Prace nad „Silent Hills” zostały anulowane, a współpraca Hideo Kojimy z wydawcą gry, Konami, to temat bardzo zagadkowy. Do tej pory nie wiadomo co spowodowało zawieszenie projektu. W oficjalnym oświadczeniu Konami obwieściło, że powróci jeszcze do tytułów z serii „Silent Hill”, jednak samo „Silent Hills” – opracowywane także przy współpracy Guillermo del Toro i wykorzystujące wizerunek Normana Reedusa – nie zostanie wznowione. Miłośnikom interaktywnych horrorów pękły serca. Konami zaproponowało fantastyczny zwiastun, tylko po to, by kilka miesięcy później oznajmić graczom z całego świata, że nie dostaną długo wyczekiwanej gry. Nie poznamy więc całej historii, nie – przepraszam za wyrażenie – skichamy się ze strachu, nie odczujemy tego szczególnego dreszczyku emocji. Kto zagrał w „P.T.”, wie o czym mowa. Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju, aż strach się bać. Teraz graczom nie pozostaje nic innego, jak tylko czekać na kolejne decyzje i obserwować poczynania Hideo Kojimy.
Autorką recenzji jest Agnieszka Błędowska.
Autorką recenzji jest Agnieszka Błędowska.