Wyobraź sobie, że podłoga to lawa.
Stoisz na środku dywanu i patrzysz, jak ktoś ucina jego kawałki ograniczając przestrzeń życiową.
I absolutnie nic nie możesz z tym zrobić, możesz tylko patrzeć jak coraz mniej dzieli Cię od śmierci.
Stoisz na środku dywanu i patrzysz, jak ktoś ucina jego kawałki ograniczając przestrzeń życiową.
I absolutnie nic nie możesz z tym zrobić, możesz tylko patrzeć jak coraz mniej dzieli Cię od śmierci.
Taki wybór przy okazji święta strachu może wydać się osobliwy. Po pierwsze to kryminał, po drugie napisany w roku 1939, a literatura powstała w tamtych czasach, paradoksalnie, kojarzy nam się jako ta bardziej subtelna, intelektualna rozrywka – nijak nie przystaje to do standardowego zestawu cech horroru. Tymczasem utwór, przez wielu fanów uznawany za magnum opus pisarki, nie pozostawia miejsca na wątpliwości.
W pierwszych rozdziałach zostają przedstawieni bohaterowie: dziesięcioro oszczędnie opisanych, w większości obcych dla siebie ludzi. Zdobywamy również kilka niepewnych informacji na temat miejsca, do którego się udają. Błyskawicznie zostajemy wciągnięci do chłodnego, paraliżującego świata. Na początku jest po prostu nerwowo – potem za jednym zamachem poznajemy szczegóły z przeszłości bohaterów, motyw zbrodni i zakamuflowany plan jej przebiegu – i wtedy robi się strasznie. Agatha Christie ze zręcznością godną mistrzyni kryminału jednym z bohaterów uczyniła widmo śmierci, dlatego strasznie jest do samego końca, i na długo po przeczytaniu. Jesteśmy wodzeni za nos, napędzani strachem chcemy jak najszybciej poznać prawdę, ale znalezienie rozwiązania utrudnia to, że jesteśmy zasypywani gradem informacji ze wszystkich stron. Autorka pozostawiła mnóstwo wskazówek, które imponują swoją subtelnością, jednocześnie tworząc genialną, racjonalną (a tego często w kryminałach brakuje) całość, dostrzegalną, gdy tylko poznamy zakończenie.
Christie jest powściągliwa i zachowawcza, aczkolwiek nie brak jej upiornej fantazji. Gęsią skórkę powoduje rymowanka i kilka figurek, zamiast wiader krwi i brutalnych dekapitacji. Trafia do czytelnika poprzez lęki, które posiada chyba w głębi siebie prawie każdy – lęk przed śmiercią, która nieubłaganie zamyka oczy bohaterom, lęk przed konsekwencjami naszych czynów. Pokazuje całą paletę różnych moralności, wrażliwości i reakcji na zagrożenie. Tuż przed momentem kulminacyjnym na najwyższy poziom wzbija się strach wręcz zezwierzęcający, biorący górę nad wszystkim innym. Brakuje przypadkowości, której wiele książek i filmów zawdzięcza swoje najbardziej przerażające momenty, ale zwracam na to uwagę raczej jako fakt, niż wadę, ponieważ w niczym to nie przeszkadza „I nie było już nikogo” być jedną z najbardziej mrożących krew w żyłach książek, jakie czytałam.
Na deser zostaje przywołany wyświechtany dylemat moralny; czy możemy sami wymierzać sprawiedliwość? W świetle przedstawionych przez Christie wydarzeń warto się ponownie nad tym zastanowić.
Autorką recenzji jest Weronika Leczkowska.
W pierwszych rozdziałach zostają przedstawieni bohaterowie: dziesięcioro oszczędnie opisanych, w większości obcych dla siebie ludzi. Zdobywamy również kilka niepewnych informacji na temat miejsca, do którego się udają. Błyskawicznie zostajemy wciągnięci do chłodnego, paraliżującego świata. Na początku jest po prostu nerwowo – potem za jednym zamachem poznajemy szczegóły z przeszłości bohaterów, motyw zbrodni i zakamuflowany plan jej przebiegu – i wtedy robi się strasznie. Agatha Christie ze zręcznością godną mistrzyni kryminału jednym z bohaterów uczyniła widmo śmierci, dlatego strasznie jest do samego końca, i na długo po przeczytaniu. Jesteśmy wodzeni za nos, napędzani strachem chcemy jak najszybciej poznać prawdę, ale znalezienie rozwiązania utrudnia to, że jesteśmy zasypywani gradem informacji ze wszystkich stron. Autorka pozostawiła mnóstwo wskazówek, które imponują swoją subtelnością, jednocześnie tworząc genialną, racjonalną (a tego często w kryminałach brakuje) całość, dostrzegalną, gdy tylko poznamy zakończenie.
Christie jest powściągliwa i zachowawcza, aczkolwiek nie brak jej upiornej fantazji. Gęsią skórkę powoduje rymowanka i kilka figurek, zamiast wiader krwi i brutalnych dekapitacji. Trafia do czytelnika poprzez lęki, które posiada chyba w głębi siebie prawie każdy – lęk przed śmiercią, która nieubłaganie zamyka oczy bohaterom, lęk przed konsekwencjami naszych czynów. Pokazuje całą paletę różnych moralności, wrażliwości i reakcji na zagrożenie. Tuż przed momentem kulminacyjnym na najwyższy poziom wzbija się strach wręcz zezwierzęcający, biorący górę nad wszystkim innym. Brakuje przypadkowości, której wiele książek i filmów zawdzięcza swoje najbardziej przerażające momenty, ale zwracam na to uwagę raczej jako fakt, niż wadę, ponieważ w niczym to nie przeszkadza „I nie było już nikogo” być jedną z najbardziej mrożących krew w żyłach książek, jakie czytałam.
Na deser zostaje przywołany wyświechtany dylemat moralny; czy możemy sami wymierzać sprawiedliwość? W świetle przedstawionych przez Christie wydarzeń warto się ponownie nad tym zastanowić.
Autorką recenzji jest Weronika Leczkowska.