Alexander McQueen był jednym z najsłynniejszych projektantów ostatniego dziesięciolecia. Kontrowersyjnego kreatora mody znano z tego, że nie bał się łamać reguł i szokować publiczności oglądającej jego kolekcje. Swoje pokazy dopracowywał w każdym calu, od strojów po scenografię, muzykę i choreografię. W jego przedstawieniach widoczna była dramaturgia, rewelacyjnie wprowadzana przez artystę, walczącego z własnymi demonami.
Czołowy enfant terrible świata mody był postacią wyjątkową i jednocześnie skomplikowaną. Lee Alexander McQueen urodził się 17 marca 1969 roku w Londynie. Szybko ujawnił się jego wielki talent. Mając szesnaście lat, rozpoczął pracę jako krawiec na Savile Row, szyjąc dla londyńskich domów mody. Następnie pracował u projektantów Koji Tatsuno i Romeo Giglia. Chciał zostać nauczycielem krawiectwa w londyńskiej szkole Saint Martins Collage, jednak dyrekcja uczelni przekonała go do studiowania na wydziale projektowania. W 1990 roku obronił projekt dyplomowy, po czym rozpoczął oficjalnie karierę jako Alexander McQueen. Uznano go za Najlepszego Projektanta Roku 1996. Wtedy też został głównym designerem domu mody Givenchy. Po pięciu latach założył własną markę razem z włoskim House of Gucci. W 2000 roku wziął ślub ze swoim partnerem Georgem’ Forsythe’em. W latach 1996-2003 czterokrotnie uznano go Projektantem Roku. Stał się jednym z najsławniejszych i najbardziej oryginalnych kreatorów mody na świecie. Będąc w szczytowym punkcie swojej kreatywności, 11 lutego 2010 roku popełnił samobójstwo.
„Z nieba do piekła i z powrotem. Życie jest zabawne. Piękno może wyłonić się z najdziwniejszych miejsc, nawet tych najbardziej obrzydliwych”. Tak brzmiał jeden z ostatnich wpisów projektanta na Twitterze, jednak mógłby też być jego komentarzem do jesienno-zimowej kolekcji z 2009 roku zatytułowanej The Horn of Plenty, czyli Róg Obfitości. Nazwa eventu brzmi zachęcająco – przywołuje skojarzenia z dobrobytem, dostatkiem. Klasyczne, szykowne stroje prezentowane na pokazie mogłyby to potwierdzać. Jednak oprócz tego widzimy groteskowe postacie przechadzające się wokół wielkiego czarnego śmietniska. Modelki z czerwonymi, powiększonymi jak u clowna ustami, idą sztywno, beznamiętnie. Momentami starają się kokietować widownię gestami ale robią to z obojętnością. Części garderoby inspirowane modą retro, czasem strojem arlekina, zdobi złom – opony, koła samochodowe, klosz z lampy i parasolki jako dziwaczne kapelusze. Niektóre kreatury mają włosy zawinięte w wałki lub są zafoliowane. Wygląda to tak, jakby właśnie wyszły z salonu piękności lub trafiły na wybieg prosto z taśmy produkcyjnej jako gotowe produkty. Jednak ogólne wrażenie raczej by odstręczało, niż zachęcało do kupna. Widzimy tutaj teatr groteski – McQueen mistrzowsko połączył grozę z dowcipnością, atrakcyjność z obrzydliwością. Wyśmiał kanony piękna i pokazał, jak bardzo jego pojęcie jest subiektywne. Coś, co jest ładne dla jednej osoby, dla innej może być brzydkie. Znowu sama moda jest zmienna i nietrwała, zależna od epoki i kultury. Kilkadziesiąt lat temu na topie były stroje w pepitkę, by później wyjść z obiegu i znów powrócić w pokazie współczesnego projektanta. Jedna z modelek ma szyję ozdobioną obręczami, uchodzącymi za symbol piękna przez plemię Padaung, które żyje w Tajlandii, czego może nie zrozumieć np. Europejczyk. McQueen pokazał tutaj, że jego zdaniem moda nie musi być tylko odzwierciedleniem piękna, ale może również wyrażać estetykę brzydoty. Całość pokazu wydaje się ciemna i mroczna. Jedynie złom błyszczy za sprawą odpowiedniego oświetlenia. Przytłaczająca muzyka i dźwięki wyjących zwierząt potęgują przerażającą atmosferę. Kolekcja The Horn of Plenty mogła być zwiastunem tragedii w życiu Alexandra McQueena, jak również smutnego końca twórczości, prawdopodobnie jednego z największych projektantów w historii mody.
Autorką tekstu jest Żaneta Chwiałkowska.
Czołowy enfant terrible świata mody był postacią wyjątkową i jednocześnie skomplikowaną. Lee Alexander McQueen urodził się 17 marca 1969 roku w Londynie. Szybko ujawnił się jego wielki talent. Mając szesnaście lat, rozpoczął pracę jako krawiec na Savile Row, szyjąc dla londyńskich domów mody. Następnie pracował u projektantów Koji Tatsuno i Romeo Giglia. Chciał zostać nauczycielem krawiectwa w londyńskiej szkole Saint Martins Collage, jednak dyrekcja uczelni przekonała go do studiowania na wydziale projektowania. W 1990 roku obronił projekt dyplomowy, po czym rozpoczął oficjalnie karierę jako Alexander McQueen. Uznano go za Najlepszego Projektanta Roku 1996. Wtedy też został głównym designerem domu mody Givenchy. Po pięciu latach założył własną markę razem z włoskim House of Gucci. W 2000 roku wziął ślub ze swoim partnerem Georgem’ Forsythe’em. W latach 1996-2003 czterokrotnie uznano go Projektantem Roku. Stał się jednym z najsławniejszych i najbardziej oryginalnych kreatorów mody na świecie. Będąc w szczytowym punkcie swojej kreatywności, 11 lutego 2010 roku popełnił samobójstwo.
„Z nieba do piekła i z powrotem. Życie jest zabawne. Piękno może wyłonić się z najdziwniejszych miejsc, nawet tych najbardziej obrzydliwych”. Tak brzmiał jeden z ostatnich wpisów projektanta na Twitterze, jednak mógłby też być jego komentarzem do jesienno-zimowej kolekcji z 2009 roku zatytułowanej The Horn of Plenty, czyli Róg Obfitości. Nazwa eventu brzmi zachęcająco – przywołuje skojarzenia z dobrobytem, dostatkiem. Klasyczne, szykowne stroje prezentowane na pokazie mogłyby to potwierdzać. Jednak oprócz tego widzimy groteskowe postacie przechadzające się wokół wielkiego czarnego śmietniska. Modelki z czerwonymi, powiększonymi jak u clowna ustami, idą sztywno, beznamiętnie. Momentami starają się kokietować widownię gestami ale robią to z obojętnością. Części garderoby inspirowane modą retro, czasem strojem arlekina, zdobi złom – opony, koła samochodowe, klosz z lampy i parasolki jako dziwaczne kapelusze. Niektóre kreatury mają włosy zawinięte w wałki lub są zafoliowane. Wygląda to tak, jakby właśnie wyszły z salonu piękności lub trafiły na wybieg prosto z taśmy produkcyjnej jako gotowe produkty. Jednak ogólne wrażenie raczej by odstręczało, niż zachęcało do kupna. Widzimy tutaj teatr groteski – McQueen mistrzowsko połączył grozę z dowcipnością, atrakcyjność z obrzydliwością. Wyśmiał kanony piękna i pokazał, jak bardzo jego pojęcie jest subiektywne. Coś, co jest ładne dla jednej osoby, dla innej może być brzydkie. Znowu sama moda jest zmienna i nietrwała, zależna od epoki i kultury. Kilkadziesiąt lat temu na topie były stroje w pepitkę, by później wyjść z obiegu i znów powrócić w pokazie współczesnego projektanta. Jedna z modelek ma szyję ozdobioną obręczami, uchodzącymi za symbol piękna przez plemię Padaung, które żyje w Tajlandii, czego może nie zrozumieć np. Europejczyk. McQueen pokazał tutaj, że jego zdaniem moda nie musi być tylko odzwierciedleniem piękna, ale może również wyrażać estetykę brzydoty. Całość pokazu wydaje się ciemna i mroczna. Jedynie złom błyszczy za sprawą odpowiedniego oświetlenia. Przytłaczająca muzyka i dźwięki wyjących zwierząt potęgują przerażającą atmosferę. Kolekcja The Horn of Plenty mogła być zwiastunem tragedii w życiu Alexandra McQueena, jak również smutnego końca twórczości, prawdopodobnie jednego z największych projektantów w historii mody.
Autorką tekstu jest Żaneta Chwiałkowska.