Niezwykle trudno jest wzbudzić grozę w dzisiejszych odbiorcach. Nie wystarczą już najlepsze efekty specjalne, intrygująca fabuła, przekonujący aktorzy, czy niespodziewane zwroty akcji. Widzowie – bo przecież to na ekranach kin zwykle rozgrywa się horror – są tak wymagający, że wielokrotnie to tajemniczość jest największą kartą przetargową producentów. Im więcej niedopowiedzeń, tym lepiej. Zwłaszcza, jeśli film wieńczy krótki, ale jakże budzący grozę, napis: „historia oparta jest na faktach”. O tak, zdecydowanie większe wrażenie robi ten komunikat, gdy widzimy go po dobrym horrorze, niż programie typu „Trudne sprawy”.
Twórcy kina mają jednak do wyboru cały wachlarz „rekwizytów”, ułatwiających sprawę. Począwszy od obrazu, poprzez ścieżkę dźwiękową, aż do technologii 3D – a mimo to nie jest im łatwo przyciągnąć widzów przed ekrany i zatrzymać do końca w pełnym przerażeniu. Więc jakim sposobem strach może wzbudzić pisarz, który operuje – tylko i wyłącznie – słowem?
Należałoby jednak stwierdzić: aż słowem. Zwłaszcza, gdy sięgnie się po „Opowieści niesamowite z prozy rosyjskiej” pod redakcją René Śliwowskiego. Choć tytuł może kojarzyć się ze zwykłym zbiorem baśni, to już sięgając po czarny, gruby tom, mamy pewność, iż to nie książeczka dla dzieci. Chyba, że bardzo niegrzecznych.
Twórcy kina mają jednak do wyboru cały wachlarz „rekwizytów”, ułatwiających sprawę. Począwszy od obrazu, poprzez ścieżkę dźwiękową, aż do technologii 3D – a mimo to nie jest im łatwo przyciągnąć widzów przed ekrany i zatrzymać do końca w pełnym przerażeniu. Więc jakim sposobem strach może wzbudzić pisarz, który operuje – tylko i wyłącznie – słowem?
Należałoby jednak stwierdzić: aż słowem. Zwłaszcza, gdy sięgnie się po „Opowieści niesamowite z prozy rosyjskiej” pod redakcją René Śliwowskiego. Choć tytuł może kojarzyć się ze zwykłym zbiorem baśni, to już sięgając po czarny, gruby tom, mamy pewność, iż to nie książeczka dla dzieci. Chyba, że bardzo niegrzecznych.
Przede wszystkim Państwowy Instytut Wydawniczy zadbał o to, aby straszne słowa były dopełnione równie straszną oprawą. Na czarnej obwolucie widnieje niezwykle prosta ilustracja – usta rozszerzone w obrzydliwym grymasie. Spoza ostrych zębów wyłania się surowy krajobraz – góra, księżyc i krzyż. Wszystko rysowane białą, cienką kreską na czarnym tle. To naprawdę wystarczy, by poczuć klimat małej, rosyjskiej wsi, gdzie wszystko jest możliwe. Prócz tego w środku znajduje się 28 niesamowitych ilustracji Andrzeja Strumiłły. Podaję ich liczbę tak dokładnie, ponieważ każda z nich zasługuje na to, by poświęcić jej uwagę. Niektóre przedstawiają symbole bardzo wyraziste, jak trupia czaszka, czy talia kart. Inne natomiast są bardziej dwuznaczne – widzimy na nich nagą kobietę lub kwiaty. Lecz zdecydowana większość wzbudza taki niepokój, że nie ma się ochoty na nie patrzeć, jednocześnie nie mogąc oderwać od nich wzroku.
Oprawa graficzna tak dobrze dopełnia książkę – choć może należałoby napisać księgę – ponieważ lekturze towarzyszą podobne odczucia. Opowiadania są tajemnicze, nieprawdopodobne, zachwycające i trudno odłożyć je na półkę. Jednocześnie sprawiają, że człowiek czuje się trochę nieswojo, zwłaszcza, gdy pomyśli o odległych zakątkach Rosji, gdzie od dziesiątek lat nic się nie zmienia. Trudno nie odnieść wrażenia, że powieści inspirowane są ludowymi wierzeniami i wróżbiarstwem, które przecież wciąż jest obecne w tamtych stronach i daleko mu do naszego EzoTV i wróżbity Macieja. Podczas gdy skojarzenia z tym tematem zwykle budzą śmiech, w małych wsiach rosyjskich jest to element folkloru. Choć okres, w którym dzieją się opowieści odbiega zdecydowanie od naszego, to wydaje się to zaletą, nie wadą. Klimat wioski, gdzie czas toczy się powoli i niespostrzeżenie sprzyja niecodziennej tematyce.
Oprawa graficzna tak dobrze dopełnia książkę – choć może należałoby napisać księgę – ponieważ lekturze towarzyszą podobne odczucia. Opowiadania są tajemnicze, nieprawdopodobne, zachwycające i trudno odłożyć je na półkę. Jednocześnie sprawiają, że człowiek czuje się trochę nieswojo, zwłaszcza, gdy pomyśli o odległych zakątkach Rosji, gdzie od dziesiątek lat nic się nie zmienia. Trudno nie odnieść wrażenia, że powieści inspirowane są ludowymi wierzeniami i wróżbiarstwem, które przecież wciąż jest obecne w tamtych stronach i daleko mu do naszego EzoTV i wróżbity Macieja. Podczas gdy skojarzenia z tym tematem zwykle budzą śmiech, w małych wsiach rosyjskich jest to element folkloru. Choć okres, w którym dzieją się opowieści odbiega zdecydowanie od naszego, to wydaje się to zaletą, nie wadą. Klimat wioski, gdzie czas toczy się powoli i niespostrzeżenie sprzyja niecodziennej tematyce.
W opowiadaniach najbardziej uwodzi, specyficzny dla literatury rosyjskiej, język. Nieskomplikowany, swobodny i naturalny, a jednocześnie pełen pięknych i niewymuszonych środków stylistycznych. Subtelnie mieszają się też gatunki – od opowieści lekko fantastycznych („Lafertowska Makownica”) do tych kryminalnych („Siostry”). Zawsze pozostaje jednak niedomówienie – coś, co w literaturze grozy pociąga najbardziej.
Jednym z najbardziej zasługujących na uwagę dzieł jest właśnie opowiadanie „Siostry” (w oryginale „Siestry”) autorstwa Walerego Briusowa. Przesycona subtelnym erotyzmem historia opowiada o mężczyźnie, który ma romans z trzema siostrami, a jedna z nich jest jego żoną. Zazdrość przeplata się z namiętnością, rzeczywistość z iluzją. Nie wiemy co jest prawdą, a co tylko snem lub przywidzeniem, aż do samego finału, który wcale nie tłumaczy wszystkiego. Opowiadanie dodatkowo wyróżnia się wyjątkowym nastrojem, gdzie słowa-klucze to śmierć, krew, pieszczota. A mimo to nie znika niepokój, który towarzyszy w trakcie lektury całego zbioru. Zwłaszcza, gdy przewracając kolejne strony natkniemy się na ilustrację do tej akurat historii – zza trzech nagich kobiet spoglądają oszalałe (zapewne z pożądania) oczy. Nie wiemy, czy patrzą na nas, czy na tytułowe siostry.
Jednym z najbardziej zasługujących na uwagę dzieł jest właśnie opowiadanie „Siostry” (w oryginale „Siestry”) autorstwa Walerego Briusowa. Przesycona subtelnym erotyzmem historia opowiada o mężczyźnie, który ma romans z trzema siostrami, a jedna z nich jest jego żoną. Zazdrość przeplata się z namiętnością, rzeczywistość z iluzją. Nie wiemy co jest prawdą, a co tylko snem lub przywidzeniem, aż do samego finału, który wcale nie tłumaczy wszystkiego. Opowiadanie dodatkowo wyróżnia się wyjątkowym nastrojem, gdzie słowa-klucze to śmierć, krew, pieszczota. A mimo to nie znika niepokój, który towarzyszy w trakcie lektury całego zbioru. Zwłaszcza, gdy przewracając kolejne strony natkniemy się na ilustrację do tej akurat historii – zza trzech nagich kobiet spoglądają oszalałe (zapewne z pożądania) oczy. Nie wiemy, czy patrzą na nas, czy na tytułowe siostry.
Prawdopodobnie nie da się już dostać nigdzie nowego egzemplarza wydania Państwowego Instytutu Wydawniczego. Lecz kupienie używanej książki jest w tym przypadku jak najbardziej trafnym wyborem. Chociażby dlatego, że zadziwiająco przyjemnie jest usiąść w zimowy, ciemny wieczór ze starą książką i trochę się przestraszyć.
Autorką tekstu jest Kasia Kowalczuk.
Bardzo dziękujemy Panu Andrzejowi Strumille za wyrażenie zgody na wykorzystanie jego ilustracji.
Autorką tekstu jest Kasia Kowalczuk.
Bardzo dziękujemy Panu Andrzejowi Strumille za wyrażenie zgody na wykorzystanie jego ilustracji.