Nie da się ukryć, że 2015 rok obfitował w wielkie premiery i wielkie sukcesy. Mamy za sobą odrodzenie dinozaurów, jeszcze bardziej wściekłego Mad Maxa i... tak, tak, nie zapomniałam - moc nareszcie się przebudziła! Nie obyło się też bez głośno komentowanych porażek (myślę o tobie, Christianie Grey'u). Czasu na nudę stanowczo nie było i nie będzie go również teraz. Dowiecie się, co szczególnie poruszyło nasze serca, jakie interesujące tytuły zostały przygniecione przez wielkie hity i przeszły bez echa, a także, które dzieła uznaliśmy za najciekawsze w minionym roku. Będzie na luzie i bez bezsensownych rankingów.
P.S. Pod uwagę braliśmy filmy, które miały światową premierę w 2015r.
Przyjemnej lektury!
Marta Klon, szefowa działu film magazynu kulturalnego Platz.
Podsumowanie przygotowali dla Was nasi dziennikarze filmowi: Marta Klon, Marysia Puch, Żaneta Chwiałkowska, Agnieszka Błędowska oraz Michał Harat.
Propozycje Marty Klon:
„W głowie się nie mieści” reż. Peter Docter
Naprawdę w głowie się nie mieści, jakim sposobem Pixarowi udało się kolejny raz zakasować wszystkich. Po zaskakującym klimatem science-fiction „Wall-em” oraz melancholijnym, ciepłym „Odlocie” zdawało się, że nic lepszego i bardziej kreatywnego zwyczajnie nie da się wymyślić. A jednak! Tym razem twórcy „Toy Story” zaszaleli bardziej niż zwykle i główną oś fabuły umieścili w głowie dorastającej dziewczynki. Pod ślicznie animowaną czaszką Riley mieszka pięć emocji: Radość, Strach, Gniew, Odraza i Smutek. Przez większość jej życia wszystkimi sprawami kieruje Radość, jednak po przeprowadzce do nowego miasta częściej do głosu dochodzi Smutek, a życie nastolatki zaczyna się bardzo komplikować. "W głowie się nie mieści" jest absolutnym arcydziełem. Twórcy filmu znakomicie połączyli fragmenty humorystyczne (króluje tu inteligentny humor) z tymi znacznie bardziej melancholijnymi, a miejscami nawet nieco przygnębiającymi. Nie brakuje tu również akcji i szalonej zabawy, a wszystko to zostało przepięknie animowane. Film bez wątpienia trafia do serc zarówno dzieci, jak i rodziców. Jeśli jeszcze nie widzieliście, koniecznie musicie to nadrobić. To moim zdaniem najlepszy film Pixara.
P.S. Pod uwagę braliśmy filmy, które miały światową premierę w 2015r.
Przyjemnej lektury!
Marta Klon, szefowa działu film magazynu kulturalnego Platz.
Podsumowanie przygotowali dla Was nasi dziennikarze filmowi: Marta Klon, Marysia Puch, Żaneta Chwiałkowska, Agnieszka Błędowska oraz Michał Harat.
Propozycje Marty Klon:
„W głowie się nie mieści” reż. Peter Docter
Naprawdę w głowie się nie mieści, jakim sposobem Pixarowi udało się kolejny raz zakasować wszystkich. Po zaskakującym klimatem science-fiction „Wall-em” oraz melancholijnym, ciepłym „Odlocie” zdawało się, że nic lepszego i bardziej kreatywnego zwyczajnie nie da się wymyślić. A jednak! Tym razem twórcy „Toy Story” zaszaleli bardziej niż zwykle i główną oś fabuły umieścili w głowie dorastającej dziewczynki. Pod ślicznie animowaną czaszką Riley mieszka pięć emocji: Radość, Strach, Gniew, Odraza i Smutek. Przez większość jej życia wszystkimi sprawami kieruje Radość, jednak po przeprowadzce do nowego miasta częściej do głosu dochodzi Smutek, a życie nastolatki zaczyna się bardzo komplikować. "W głowie się nie mieści" jest absolutnym arcydziełem. Twórcy filmu znakomicie połączyli fragmenty humorystyczne (króluje tu inteligentny humor) z tymi znacznie bardziej melancholijnymi, a miejscami nawet nieco przygnębiającymi. Nie brakuje tu również akcji i szalonej zabawy, a wszystko to zostało przepięknie animowane. Film bez wątpienia trafia do serc zarówno dzieci, jak i rodziców. Jeśli jeszcze nie widzieliście, koniecznie musicie to nadrobić. To moim zdaniem najlepszy film Pixara.
„Mad Max: Na drodze gniewu” reż. George Miller
Z czystego, ślicznego i kolorowego świata przechodzimy do krainy brudu, kurzu i szarości. Kto nie widział poprzednich części wkurzonego Maxa, nie musi się niczym przejmować – najnowsza nie jest kontynuacją , więc można ją oglądać bez znajomości poprzedników. Kto czuje się fanem i w napięciu oczekiwał na premierę, na pewno nie wyszedł z kina niezadowolony. Nowy "Mad Max" to z jednej strony nowa jakość, a z drugiej hołd złożony serii. O fabule nie ma co się zbytnio rozpisywać – mnóstwo aut, kurzu i wszechobecny zapach benzyny. Film nie daje nawet chwili na wzięcie oddechu, akcja pędzi do przodu niczym Ferrari i nie zwalnia ani na sekundę. Charlize Theron w roli Furiosy jest wręcz fantastyczna, również sporo postaci drugoplanowych wybija się ponad przeciętność. W dodatku film wygląda i, co najważniejsze, brzmi znakomicie. Mad Max okazał się moim największym zaskoczeniem tego roku. Obraz, po którym spodziewałam się wyłącznie porządnej rozwałki, dał mi to, czego oczekiwałam i znacznie, znacznie więcej. To mój wybór na film roku. "What a day! What a lovely day!".
Z czystego, ślicznego i kolorowego świata przechodzimy do krainy brudu, kurzu i szarości. Kto nie widział poprzednich części wkurzonego Maxa, nie musi się niczym przejmować – najnowsza nie jest kontynuacją , więc można ją oglądać bez znajomości poprzedników. Kto czuje się fanem i w napięciu oczekiwał na premierę, na pewno nie wyszedł z kina niezadowolony. Nowy "Mad Max" to z jednej strony nowa jakość, a z drugiej hołd złożony serii. O fabule nie ma co się zbytnio rozpisywać – mnóstwo aut, kurzu i wszechobecny zapach benzyny. Film nie daje nawet chwili na wzięcie oddechu, akcja pędzi do przodu niczym Ferrari i nie zwalnia ani na sekundę. Charlize Theron w roli Furiosy jest wręcz fantastyczna, również sporo postaci drugoplanowych wybija się ponad przeciętność. W dodatku film wygląda i, co najważniejsze, brzmi znakomicie. Mad Max okazał się moim największym zaskoczeniem tego roku. Obraz, po którym spodziewałam się wyłącznie porządnej rozwałki, dał mi to, czego oczekiwałam i znacznie, znacznie więcej. To mój wybór na film roku. "What a day! What a lovely day!".
„Kung Fury” reż. David Sandberg
Dzięki temu tytułowi uwierzyłam, że przy pomocy Kickstartera można stworzyć cuda. "Kung Fury" wbiło mnie w ziemię, zrobiło z mózgu papkę i sprawiło, że nigdy już nie będę taka sama. Ten krótkometrażowy film, będący hołdem dla kina akcji z lat 80, to po prostu majstersztyk. Więcej łez wylałam chyba tylko na "Zielonej mili", ale tam były to łzy wzruszenia. Tymczasem "Kung Fury" wywołuje histeryczne napady śmiechu, ale i wprowadza w stan melancholii. Znakomicie oddaje nie tylko klimatów filmów, z których żartuje (równocześnie oddając im pokłon), lecz także warunki, w jakich się te tytuły oglądało! Każdy, kto pamięta obraz śnieżący w najlepszych momentach, ustawianie "trackingu" na wideo, czy prośbę lektora o przewinięcie kasety do początku, będzie się świetnie przy "Kung Fury" bawił. Dla wielbicieli takiego kina dodatkowym smaczkiem jest wyszukiwanie wszystkich odwołań i „easter eggów”, których w filmie mamy naprawdę sporo. Polecam, polecam, polecam. Szczególnie, że na Youtubie można znaleźć wersję z lektorem, i to nie byle jakim. Fani Chucka Norrisa w roli "Strażnika Teksasu" od razu rozpoznają niezastąpionego Tomasza Knapika, którego głos dodaje filmowi +10 do wzruszenia. To trzeba zobaczyć!
Dzięki temu tytułowi uwierzyłam, że przy pomocy Kickstartera można stworzyć cuda. "Kung Fury" wbiło mnie w ziemię, zrobiło z mózgu papkę i sprawiło, że nigdy już nie będę taka sama. Ten krótkometrażowy film, będący hołdem dla kina akcji z lat 80, to po prostu majstersztyk. Więcej łez wylałam chyba tylko na "Zielonej mili", ale tam były to łzy wzruszenia. Tymczasem "Kung Fury" wywołuje histeryczne napady śmiechu, ale i wprowadza w stan melancholii. Znakomicie oddaje nie tylko klimatów filmów, z których żartuje (równocześnie oddając im pokłon), lecz także warunki, w jakich się te tytuły oglądało! Każdy, kto pamięta obraz śnieżący w najlepszych momentach, ustawianie "trackingu" na wideo, czy prośbę lektora o przewinięcie kasety do początku, będzie się świetnie przy "Kung Fury" bawił. Dla wielbicieli takiego kina dodatkowym smaczkiem jest wyszukiwanie wszystkich odwołań i „easter eggów”, których w filmie mamy naprawdę sporo. Polecam, polecam, polecam. Szczególnie, że na Youtubie można znaleźć wersję z lektorem, i to nie byle jakim. Fani Chucka Norrisa w roli "Strażnika Teksasu" od razu rozpoznają niezastąpionego Tomasza Knapika, którego głos dodaje filmowi +10 do wzruszenia. To trzeba zobaczyć!
Propozycje Agnieszki Błędowskiej:
„Slow West” reż. John Maclean
Po dwóch krótkometrażowych filmach, John Maclean wreszcie zrealizował swój pełnometrażowy debiut. Historia prosta jak drut: młody szkocki panicz, Jay, wyrusza w rozległa prerie Dzikiego Zachodu w poszukiwaniu miłości swego życia – Rose. Wkrótce jednak okazuje się, że dziewczynę i jej ojca ściga grupa łowców nagród, a młodemu Jayowi niespodziewanie z pomocą przychodzi tajemniczy, samotny wędrowiec, Silas Sellek (w tej roli Michael Fassbender, którego w tym sezonie można oglądać w kinach aż w trzech filmach). „Slow West” to nietypowy western, w którym mieszają się style i wpływy wielu reżyserów. Doskonałe zdjęcia, piękna muzyka, zachwycający Fassbender i to, co potrzebne jest w każdym westernie: suspens! Niczego nie brakuje, film jak najbardziej wart obejrzenia.
„Slow West” reż. John Maclean
Po dwóch krótkometrażowych filmach, John Maclean wreszcie zrealizował swój pełnometrażowy debiut. Historia prosta jak drut: młody szkocki panicz, Jay, wyrusza w rozległa prerie Dzikiego Zachodu w poszukiwaniu miłości swego życia – Rose. Wkrótce jednak okazuje się, że dziewczynę i jej ojca ściga grupa łowców nagród, a młodemu Jayowi niespodziewanie z pomocą przychodzi tajemniczy, samotny wędrowiec, Silas Sellek (w tej roli Michael Fassbender, którego w tym sezonie można oglądać w kinach aż w trzech filmach). „Slow West” to nietypowy western, w którym mieszają się style i wpływy wielu reżyserów. Doskonałe zdjęcia, piękna muzyka, zachwycający Fassbender i to, co potrzebne jest w każdym westernie: suspens! Niczego nie brakuje, film jak najbardziej wart obejrzenia.
„Gwiezdne Wojny: Przebudzenie Mocy”, reż. J.J. Abrams
Chociaż wydawać by się mogło, że to banał, zwykłe kino akcji, kolejny blockbuster, którego można obejrzeć w internecie, to nic bardziej mylnego. J.J. Abrams swoim filmem oddaje hołd starej trylogii i stara się wznieść VII epizodem całą Gwiezdną Sagę na nowy poziom. Udaje mu się to, w dodatku z niemałym sukcesem. Galaktyka, którą oglądamy, nie jest już bezpieczna. To raczej ponure miejsce, w którym rządzi następca Imperium – Nowy Porządek, który jeszcze bardziej przypomina nazistowski reżim. W film zręcznie wplecione są sceny humorystyczne, jednak całość absolutnie nie ma w sobie nic z radosnego nastroju filmów młodzieżowych. U Abramsa efekty specjalne nie są popisem możliwości współczesnego kina. Są one integralną częścią akcji i nie nużą widza. Zachwyca stara ekipa, wrażenie robią też młodzi bohaterowie i aktorzy, którzy się w nich wcielają. Słowem: warto było czekać na to przebudzenie.
Pełną recenzję filmu znajdziecie już niedługo na stronie.
Chociaż wydawać by się mogło, że to banał, zwykłe kino akcji, kolejny blockbuster, którego można obejrzeć w internecie, to nic bardziej mylnego. J.J. Abrams swoim filmem oddaje hołd starej trylogii i stara się wznieść VII epizodem całą Gwiezdną Sagę na nowy poziom. Udaje mu się to, w dodatku z niemałym sukcesem. Galaktyka, którą oglądamy, nie jest już bezpieczna. To raczej ponure miejsce, w którym rządzi następca Imperium – Nowy Porządek, który jeszcze bardziej przypomina nazistowski reżim. W film zręcznie wplecione są sceny humorystyczne, jednak całość absolutnie nie ma w sobie nic z radosnego nastroju filmów młodzieżowych. U Abramsa efekty specjalne nie są popisem możliwości współczesnego kina. Są one integralną częścią akcji i nie nużą widza. Zachwyca stara ekipa, wrażenie robią też młodzi bohaterowie i aktorzy, którzy się w nich wcielają. Słowem: warto było czekać na to przebudzenie.
Pełną recenzję filmu znajdziecie już niedługo na stronie.
„Dobry Dinozaur”, reż. Peter Sohn
Bajka. Owszem, polecam bajkę. Drugą, którą wypuściła wytwórnia Pixara, po „W głowie się nie mieści” w 2015 roku. Reżyserem jest Peter Sohn, dla którego „Dobry Dinozaur” to pełnometrażowy debiut, mimo że wcześniej brał on udział we wszystkich ważniejszych produkcjach Pixara na przestrzeni ostatnich lat. Wszyscy doskonale wiemy, że dinozaury wyginęły miliony lat temu z powodu rozbicia się o Ziemię wielkiej asteroidy. Sohn pokazuje nam historię alternatywną: asteroida wcale nie rozbiła się o naszą planetę. Ominęła ją, a wielkie gady przeżyły i rozwinęły się. Uprawiają ziemię, hodują zwierzynę, zbierają zapasy na zimę... radzą sobie lepiej niż ludzie. Głównym bohaterem jest Arlo, który w przykrym zbiegu okoliczności trafia w nieznane mu miejsce i musi wrócić do domu przed zimą. Towarzyszy mu mały człowiek. I chociaż ta opowieść brzmi banalnie, to uwierzcie mi na słowo, jest niebanalnie ładna, a do tego momentami smutna. W połączeniu z pięknie wyrenderowanymi obrazami, które biją na głowę włosy Meridy Walecznej, całość robi niesamowite wrażenie. Polecam z czystym sumieniem.
Bajka. Owszem, polecam bajkę. Drugą, którą wypuściła wytwórnia Pixara, po „W głowie się nie mieści” w 2015 roku. Reżyserem jest Peter Sohn, dla którego „Dobry Dinozaur” to pełnometrażowy debiut, mimo że wcześniej brał on udział we wszystkich ważniejszych produkcjach Pixara na przestrzeni ostatnich lat. Wszyscy doskonale wiemy, że dinozaury wyginęły miliony lat temu z powodu rozbicia się o Ziemię wielkiej asteroidy. Sohn pokazuje nam historię alternatywną: asteroida wcale nie rozbiła się o naszą planetę. Ominęła ją, a wielkie gady przeżyły i rozwinęły się. Uprawiają ziemię, hodują zwierzynę, zbierają zapasy na zimę... radzą sobie lepiej niż ludzie. Głównym bohaterem jest Arlo, który w przykrym zbiegu okoliczności trafia w nieznane mu miejsce i musi wrócić do domu przed zimą. Towarzyszy mu mały człowiek. I chociaż ta opowieść brzmi banalnie, to uwierzcie mi na słowo, jest niebanalnie ładna, a do tego momentami smutna. W połączeniu z pięknie wyrenderowanymi obrazami, które biją na głowę włosy Meridy Walecznej, całość robi niesamowite wrażenie. Polecam z czystym sumieniem.
Propozycje Żanety Chwiałkowskiej:
„Wiek Adaline” reż Lee Toland Krieger
Pragnienie osiągnięcia nieśmiertelności towarzyszy ludzkości od początku. Gdyby został wynaleziony eliksir, dający człowiekowi wieczne życie i młodość, prawdopodobnie większość ludzi zrobiłaby wszystko, by go zdobyć. Chęć jak najdłuższego zachowania urody spędza sen z powiek wielu kobiet. Jednak dla 27-letniej Adaline Bowman (Blake Lively) stało się to przekleństwem. Gdy pewnej nocy w wyniku wypadku samochodowego była bliska śmierci, uderzenie pioruna wywołało coś bezprecedensowego – kobieta przestała się starzeć. Od tego czasu, co 10 lat musiała zmieniać nazwisko i miejsce zamieszkania, aby stwarzać pozory normalności. Jej największym marzeniem stało się teraz zobaczenie pierwszego siwego włosa. Po kilkudziesięciu latach regularnego zmieniania tożsamości zrobiła coś, na co nie mogła sobie pozwolić – uległa sile miłości. Jakie wynikną z tego konsekwencje? Film ten przypomina współczesną baśń. Taką, w której jest pełno smutku, rozczarowania, ale również nadziei i wzruszeń. Lektor zabiera widza w podróż po niezwykłym życiu Adaline – kobiety, która mimo wszystko jest taka, jak każdy z nas: ma te same pragnienia, rozterki. Jedynym, co ją od nas różni, jest lęk przed wieczną młodością. Przyjemny dla oka film może skłonić do refleksji. Efektowne zdjęcia Davida Lanzenberga i gustowne kostiumy z domu mody Gucci sprawiają, że świat wydaje się być wyidealizowany, prawie bez skazy. To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych filmów, jakie przyniósł nam 2015 rok.
„Wiek Adaline” reż Lee Toland Krieger
Pragnienie osiągnięcia nieśmiertelności towarzyszy ludzkości od początku. Gdyby został wynaleziony eliksir, dający człowiekowi wieczne życie i młodość, prawdopodobnie większość ludzi zrobiłaby wszystko, by go zdobyć. Chęć jak najdłuższego zachowania urody spędza sen z powiek wielu kobiet. Jednak dla 27-letniej Adaline Bowman (Blake Lively) stało się to przekleństwem. Gdy pewnej nocy w wyniku wypadku samochodowego była bliska śmierci, uderzenie pioruna wywołało coś bezprecedensowego – kobieta przestała się starzeć. Od tego czasu, co 10 lat musiała zmieniać nazwisko i miejsce zamieszkania, aby stwarzać pozory normalności. Jej największym marzeniem stało się teraz zobaczenie pierwszego siwego włosa. Po kilkudziesięciu latach regularnego zmieniania tożsamości zrobiła coś, na co nie mogła sobie pozwolić – uległa sile miłości. Jakie wynikną z tego konsekwencje? Film ten przypomina współczesną baśń. Taką, w której jest pełno smutku, rozczarowania, ale również nadziei i wzruszeń. Lektor zabiera widza w podróż po niezwykłym życiu Adaline – kobiety, która mimo wszystko jest taka, jak każdy z nas: ma te same pragnienia, rozterki. Jedynym, co ją od nas różni, jest lęk przed wieczną młodością. Przyjemny dla oka film może skłonić do refleksji. Efektowne zdjęcia Davida Lanzenberga i gustowne kostiumy z domu mody Gucci sprawiają, że świat wydaje się być wyidealizowany, prawie bez skazy. To zdecydowanie jeden z najpiękniejszych filmów, jakie przyniósł nam 2015 rok.
„Makbet” reż. Justin Kurzel
Chęć dojścia do władzy jest jedną z najbardziej pierwotnych orazniszczycielskich żądz. Czasem może być silniejsza od rozumu, powodując upadek człowieka, który za wszelką cenę postanowił ją zdobyć. W sposób mistrzowski przedstawił to William Szekspir, pisząc słynną sztukę o królu Makbecie. Ekranizacja jego dzieła jest dużym wyzwaniem. Justin Kurzel doskonale poradził sobie z tym zadaniem. Stworzył niezwykłe widowisko, które nie jest kopią wizji dramaturga (co byłoby niemożliwe do zrealizowania), ale interpretacją reżysera. Dzięki temu na ekranie nie widzimy powielonej historii, tylko jeden z możliwych sposobów spojrzenia na słynny dramat. Duszna atmosfera, brutalne sceny i realistyczna charakteryzacja świetnie odzwierciedlają tragedię Makbeta, jego żony i ofiar. Michael Fassbender rewelacyjnie oddał obłęd swojej postaci, Marion Cotillard nieszczęście królowej, a Makduff w wykonaniu Sean’a Harris’a jest autentyczny, wręcz trudny do zapomnienia. Film przez przeniesione ze sztuki fragmenty dialogów w typowym dla Szekspira stylu, może być trudny w odbiorze dla osób słabo znających dramaty autora. Jednak entuzjaści kultury powinni umieścić „Makbeta” na liście obrazów, które muszą zobaczyć. Jest to z pewnością jedna z najważniejszych premier roku 2015 i przypuszczam, że tytuł tego filmu niejednokrotnie padnie podczas następnej Oscarowej gali.
Chęć dojścia do władzy jest jedną z najbardziej pierwotnych orazniszczycielskich żądz. Czasem może być silniejsza od rozumu, powodując upadek człowieka, który za wszelką cenę postanowił ją zdobyć. W sposób mistrzowski przedstawił to William Szekspir, pisząc słynną sztukę o królu Makbecie. Ekranizacja jego dzieła jest dużym wyzwaniem. Justin Kurzel doskonale poradził sobie z tym zadaniem. Stworzył niezwykłe widowisko, które nie jest kopią wizji dramaturga (co byłoby niemożliwe do zrealizowania), ale interpretacją reżysera. Dzięki temu na ekranie nie widzimy powielonej historii, tylko jeden z możliwych sposobów spojrzenia na słynny dramat. Duszna atmosfera, brutalne sceny i realistyczna charakteryzacja świetnie odzwierciedlają tragedię Makbeta, jego żony i ofiar. Michael Fassbender rewelacyjnie oddał obłęd swojej postaci, Marion Cotillard nieszczęście królowej, a Makduff w wykonaniu Sean’a Harris’a jest autentyczny, wręcz trudny do zapomnienia. Film przez przeniesione ze sztuki fragmenty dialogów w typowym dla Szekspira stylu, może być trudny w odbiorze dla osób słabo znających dramaty autora. Jednak entuzjaści kultury powinni umieścić „Makbeta” na liście obrazów, które muszą zobaczyć. Jest to z pewnością jedna z najważniejszych premier roku 2015 i przypuszczam, że tytuł tego filmu niejednokrotnie padnie podczas następnej Oscarowej gali.
„Crimson Peak. Wzgórze krwi” reż. Guillermo del Toro
„Strzeż się Wzgórza krwi” – te słowa usłyszała w dzieciństwie Edith (Mia Wasikowska), gdy pierwszy raz zobaczyła zjawę przypominającą czarny dym o kształcie człowieka. Nie wiedziała jeszcze wtedy, co czeka na nią w przyszłości. Po latach, będąc już młodą, ambitną pisarką spotkała, zdawałoby się, ideał mężczyzny – dystyngowanego i szarmanckiego arystokratę Thomasa Sharpe'a (Tom Hiddleston). Po tajemniczej śmierci ojca wzięła ślub i przeprowadziła się do mrocznego, mocno zniszczonego domu w hrabstwie Kumbria. Tam, na swoje nieszczęście, poznała przerażającą tajemnicę, jaką kryje Wzgórze krwi. Zachwycające wizualnie dzieło twórcy „Labiryntu fauna” Guillermo del Toro może być rozrywką dla fanów gotyckich, XIX-wiecznych opowieści. Mimo pojawiających się drobnych absurdów w fabule, film zdecydowanie trzyma w napięciu. Widz powoli poznaje razem z bohaterką zagadkę Wzgórza krwi, by na koniec dać się porwać akcji. „Crimson Peak” nadaje charakteru przede wszystkim strona estetyczna – posępna scenografia, kostiumy i efekty specjalne tworzą jedyną w swoim rodzaju ponurą, chłodną atmosferę. Niesamowite jest, jak kunsztownie dopracowano każdy szczegół. „Wzgórze krwi” to film obowiązkowy dla osób lubiących stylowe, mroczne filmy.
„Strzeż się Wzgórza krwi” – te słowa usłyszała w dzieciństwie Edith (Mia Wasikowska), gdy pierwszy raz zobaczyła zjawę przypominającą czarny dym o kształcie człowieka. Nie wiedziała jeszcze wtedy, co czeka na nią w przyszłości. Po latach, będąc już młodą, ambitną pisarką spotkała, zdawałoby się, ideał mężczyzny – dystyngowanego i szarmanckiego arystokratę Thomasa Sharpe'a (Tom Hiddleston). Po tajemniczej śmierci ojca wzięła ślub i przeprowadziła się do mrocznego, mocno zniszczonego domu w hrabstwie Kumbria. Tam, na swoje nieszczęście, poznała przerażającą tajemnicę, jaką kryje Wzgórze krwi. Zachwycające wizualnie dzieło twórcy „Labiryntu fauna” Guillermo del Toro może być rozrywką dla fanów gotyckich, XIX-wiecznych opowieści. Mimo pojawiających się drobnych absurdów w fabule, film zdecydowanie trzyma w napięciu. Widz powoli poznaje razem z bohaterką zagadkę Wzgórza krwi, by na koniec dać się porwać akcji. „Crimson Peak” nadaje charakteru przede wszystkim strona estetyczna – posępna scenografia, kostiumy i efekty specjalne tworzą jedyną w swoim rodzaju ponurą, chłodną atmosferę. Niesamowite jest, jak kunsztownie dopracowano każdy szczegół. „Wzgórze krwi” to film obowiązkowy dla osób lubiących stylowe, mroczne filmy.
Propozycje Michała Harata:
„Mandarynka” reż. Sean Baker
Słowa klucz: opowieść wigilijna, Los Angeles, iPhone, prostytutki, transwestyci, związki i rodzina. Sean Baker brawurowo łączy je w jeden film o prostytutkach-transwestytach, taksówkarzu-miłośniku męskich genitaliów i problemach natury egzystencjalnej. Akcję umiejscawia w LA, w dzień Bożego Narodzenia i wszystko kręci iPhone’em. Do tego elektroniczna muzyka, połączona z energicznymi ujęciami, sprawia, że dzieło Bakera, ogląda się momentami jak teledysk. W ogóle „Mandarynka” to obraz nadzwyczaj osobliwy. Reżyser miksuje atmosferę teledysku z dokumentem, komedii z dramatem, wigilii z Miastem Aniołów, rodziny z prostytucją. W 2015 roku, nie pojawił się żaden film który emanował by tak dziką energią jak Mandarynka. To zdecydowanie najlepsza opowieść wigilijna, jaką widziałem.
„Mandarynka” reż. Sean Baker
Słowa klucz: opowieść wigilijna, Los Angeles, iPhone, prostytutki, transwestyci, związki i rodzina. Sean Baker brawurowo łączy je w jeden film o prostytutkach-transwestytach, taksówkarzu-miłośniku męskich genitaliów i problemach natury egzystencjalnej. Akcję umiejscawia w LA, w dzień Bożego Narodzenia i wszystko kręci iPhone’em. Do tego elektroniczna muzyka, połączona z energicznymi ujęciami, sprawia, że dzieło Bakera, ogląda się momentami jak teledysk. W ogóle „Mandarynka” to obraz nadzwyczaj osobliwy. Reżyser miksuje atmosferę teledysku z dokumentem, komedii z dramatem, wigilii z Miastem Aniołów, rodziny z prostytucją. W 2015 roku, nie pojawił się żaden film który emanował by tak dziką energią jak Mandarynka. To zdecydowanie najlepsza opowieść wigilijna, jaką widziałem.
„Młodość” reż. Paolo Sorrentino
Mogłoby się zdawać, że Paolo Sorrentino po „Wielkim Pięknie”, jeszcze długo nie dorówna dziełu, które sam stworzył. Jednak 2015 rok przyniósł nam „Młodość” , a wraz z nią potwierdzenie, że twórca jest w niebywale świetnej formie, a jego filmy, na wzór włoskich mistrzów, mogą pochwalić się ponadczasowością i wirtuozerią prowadzenia historii. Wielki kompozytor wraz ze swoim przyjacielem reżyserem wyjeżdżają do hotelu pod Alpami, a w życiowej podróży, są raczej na końcu drogi, bo zbliżają się do osiemdziesiątki. Pozornie więc, historia dwóch starych dziadów, ale tylko pozornie. „Młodość”, to „Wielkie Piękno” na emeryturze. To film o przeżywaniu, tworzeniu, rozliczaniu się z przeszłością. Dzieło Sorrentina, jest miejscem, gdzie pretensjonalność młodości spotyka się z goryczą starości, dzielą się one spostrzeżeniami i każda odchodzi w swoją stronę. I na skutek tej konfrontacji obie strony zmieniają swoje drogi, rozumiejąc więcej. Walory estetyczne są tutaj na najwyższym poziomie, niemal każdy kadr mógłby być twoją tapetą. Ścieżka dźwiękowa zniewala maestrią i potęguje doświadczanie tego filmu. Bo „Młodości” się nie ogląda, tylko doświadcza.
Mogłoby się zdawać, że Paolo Sorrentino po „Wielkim Pięknie”, jeszcze długo nie dorówna dziełu, które sam stworzył. Jednak 2015 rok przyniósł nam „Młodość” , a wraz z nią potwierdzenie, że twórca jest w niebywale świetnej formie, a jego filmy, na wzór włoskich mistrzów, mogą pochwalić się ponadczasowością i wirtuozerią prowadzenia historii. Wielki kompozytor wraz ze swoim przyjacielem reżyserem wyjeżdżają do hotelu pod Alpami, a w życiowej podróży, są raczej na końcu drogi, bo zbliżają się do osiemdziesiątki. Pozornie więc, historia dwóch starych dziadów, ale tylko pozornie. „Młodość”, to „Wielkie Piękno” na emeryturze. To film o przeżywaniu, tworzeniu, rozliczaniu się z przeszłością. Dzieło Sorrentina, jest miejscem, gdzie pretensjonalność młodości spotyka się z goryczą starości, dzielą się one spostrzeżeniami i każda odchodzi w swoją stronę. I na skutek tej konfrontacji obie strony zmieniają swoje drogi, rozumiejąc więcej. Walory estetyczne są tutaj na najwyższym poziomie, niemal każdy kadr mógłby być twoją tapetą. Ścieżka dźwiękowa zniewala maestrią i potęguje doświadczanie tego filmu. Bo „Młodości” się nie ogląda, tylko doświadcza.
„Pentameron” reż. Matteo Garrone
Matteo Garrone przestudiował XVII wieczne baśni Giambattisty Basile’a z precyzją Umberto Eco i wydobył z nich to co go najbardziej interesowało – kontrasty pomiędzy niewinnością, a seksualną perwersją, odwagą a tchórzostwem, miłością a nienawiścią… W ten sposób powstał obraz łączący w sobie klimat baśni z surrealistyczną krwawą estetyką. Mamy tutaj dwie siostry próbujące oszukać księcia-nimfomana, matkę, która musi zjeść serce olbrzymiego wodnego potwora, żeby spłodzić syna i króla, który pogrąża się w fascynacji nad wielką pchłą. Garrone prowadzi równocześnie trzy historie, które pędzą na łeb na szyję, ścigając się w tym, która najbardziej odbiega od ustalonych norm rządzących rzeczywistością, żeby później wspólnie wbiec na metę. „Pentameron” to udana i jedyna próba przeniesienia Neapolitańskich baśni na obraz filmowy, a wizualnie to jedna z najciekawszych propozycji tego roku.
Matteo Garrone przestudiował XVII wieczne baśni Giambattisty Basile’a z precyzją Umberto Eco i wydobył z nich to co go najbardziej interesowało – kontrasty pomiędzy niewinnością, a seksualną perwersją, odwagą a tchórzostwem, miłością a nienawiścią… W ten sposób powstał obraz łączący w sobie klimat baśni z surrealistyczną krwawą estetyką. Mamy tutaj dwie siostry próbujące oszukać księcia-nimfomana, matkę, która musi zjeść serce olbrzymiego wodnego potwora, żeby spłodzić syna i króla, który pogrąża się w fascynacji nad wielką pchłą. Garrone prowadzi równocześnie trzy historie, które pędzą na łeb na szyję, ścigając się w tym, która najbardziej odbiega od ustalonych norm rządzących rzeczywistością, żeby później wspólnie wbiec na metę. „Pentameron” to udana i jedyna próba przeniesienia Neapolitańskich baśni na obraz filmowy, a wizualnie to jedna z najciekawszych propozycji tego roku.
Propozycje Marysi Puch:
„Love” reż. Gaspar Noe
Przesiąknięta erotycznymi scenami historia związku Elektry i Murphy’ego. Film staje się fantazją głównego bohatera, powrotem do czasów romansu, będąc jednocześnie zderzeniem jego wspomnień z rzeczywistością. W trakcie oglądania zostajemy coraz bardziej wprowadzani w to głębokie i namiętne uczucie między dwójką ludzi. A twórcom filmu udaje się poruszyć temat prawdziwie toksycznej miłości. Historia przedstawia nam świat, w którym emocje cały czas wymykają się bohaterom spod kontroli, doprowadzając ich do coraz poważniejszych konsekwencji. Klimat filmu momentami potrafi nas przenieść w sam głąb piekła, w którym zaczynają znajdywać się kochankowie.
„Love” reż. Gaspar Noe
Przesiąknięta erotycznymi scenami historia związku Elektry i Murphy’ego. Film staje się fantazją głównego bohatera, powrotem do czasów romansu, będąc jednocześnie zderzeniem jego wspomnień z rzeczywistością. W trakcie oglądania zostajemy coraz bardziej wprowadzani w to głębokie i namiętne uczucie między dwójką ludzi. A twórcom filmu udaje się poruszyć temat prawdziwie toksycznej miłości. Historia przedstawia nam świat, w którym emocje cały czas wymykają się bohaterom spod kontroli, doprowadzając ich do coraz poważniejszych konsekwencji. Klimat filmu momentami potrafi nas przenieść w sam głąb piekła, w którym zaczynają znajdywać się kochankowie.
„Amy” reż. Asif Kapadia
Film dokumentalny o Amy Winehouse. Początki jej kariery i historia opowiedziana z perspektywy rodziny i przyjaciół, z dala od tabloidów i plotek, na każdym kroku próbujących wtrącać się w życie piosenkarki. Historia jest pewnego rodzaju odpowiedzią na to co działo się w mediach po śmierci Amy. Natłok niesłusznych osądów jaki dotykał jej osoby zostawił pewnego rodzaju niesmak, robiąc z niej kogoś kim nie była. Film chociaż w delikatny sposób zarysowuje nam inny obraz piosenkarki. Reżyser nie buduje historii na podstawie domysłów i tabloidowego bełkotu, opiera się na czymś ostatecznie znacznie cenniejszym, czyli na pamięci osób jej bliskich. Powracając jednocześnie do czasów jej dzieciństwa i młodości za pomocą nagranych telefonami komórkowymi filmików.
Film dokumentalny o Amy Winehouse. Początki jej kariery i historia opowiedziana z perspektywy rodziny i przyjaciół, z dala od tabloidów i plotek, na każdym kroku próbujących wtrącać się w życie piosenkarki. Historia jest pewnego rodzaju odpowiedzią na to co działo się w mediach po śmierci Amy. Natłok niesłusznych osądów jaki dotykał jej osoby zostawił pewnego rodzaju niesmak, robiąc z niej kogoś kim nie była. Film chociaż w delikatny sposób zarysowuje nam inny obraz piosenkarki. Reżyser nie buduje historii na podstawie domysłów i tabloidowego bełkotu, opiera się na czymś ostatecznie znacznie cenniejszym, czyli na pamięci osób jej bliskich. Powracając jednocześnie do czasów jej dzieciństwa i młodości za pomocą nagranych telefonami komórkowymi filmików.
„Body/ciało” reż. Małgorzata Szumowska
Czy to czego nie widzimy rzeczywiście istnieje? Film porusza tematy poważne i dołujące, które dzięki dodatkowi czarnego humoru okazują się całkowicie znośne. A to wszystko podane w domowym zaciszu naszej polskiej melancholijnej rzeczywistości. Historia oziębłego, trochę cynicznego prokuratora, jego córki anorektyczki i kobiety medium. Zderzenie ich światopoglądów i osobowości jest świetnym pretekstem do opowiedzenia tak ciekawej i poruszającej zarazem historii. To wszystko przyprawione jest dużą dawką ironii, w którą w zgrabny sposób wplecione są refleksje nad tym kim my – ludzie, naprawdę jesteśmy, poza ciałem. O granicy między cielesnością, a duchowością i o tym czym jest ta granica.
Czy to czego nie widzimy rzeczywiście istnieje? Film porusza tematy poważne i dołujące, które dzięki dodatkowi czarnego humoru okazują się całkowicie znośne. A to wszystko podane w domowym zaciszu naszej polskiej melancholijnej rzeczywistości. Historia oziębłego, trochę cynicznego prokuratora, jego córki anorektyczki i kobiety medium. Zderzenie ich światopoglądów i osobowości jest świetnym pretekstem do opowiedzenia tak ciekawej i poruszającej zarazem historii. To wszystko przyprawione jest dużą dawką ironii, w którą w zgrabny sposób wplecione są refleksje nad tym kim my – ludzie, naprawdę jesteśmy, poza ciałem. O granicy między cielesnością, a duchowością i o tym czym jest ta granica.