W kinie bardzo ważne jest to, czy opowiadana historia i jej bohaterowie będą potrafili nas jakoś poruszyć, zaciekawić. Jeżeli film daje nam coś więcej niż czystą rozrywkę, jeżeli wychodząc z kina masz w głowie jakąś myśl, przez którą czujesz niepokój, radość, może przygnębienie i jeżeli ta myśl sprawia, że możesz być kimś trochę lepszym, to właśnie wtedy kino ma sens, wtedy ma swój czar. Oczywiście tyczy się to nie tylko filmu, ale także innych dziedzin sztuki. Jest ona po to, żebyśmy mogli coś poczuć. I zatrzymać się na chwilę. Potrafi dać nam perspektywy, odkryć przed nami nowe horyzonty. Mamy możliwość poznania czegoś z zupełnie innej strony, z punktu widzenia kogoś innego. I bardzo często nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego jak bardzo jest to cenne. Reżyser stwarza nam świat, w którym możemy się poruszać równie swobodnie, jak bohaterowie, natomiast samo oglądanie filmów uczy nas empatii i poznawania rzeczywistości, przez spojrzenie na nią z zupełnie innej perspektywy.
Pierwszy raz trafiam na horror, podczas którego nie wiem dokładnie, czego mam się bać. W którym rzeczy straszne przestają być straszne i na odwrót. Kiedy domysły i tajemnice owiewają całą fabułę filmu, natomiast z pozoru oczywiste tropy, mające nas rzekomo doprowadzić do odkrycia całej prawdy, okazują się być jedynie ślepymi wskazówkami rzucanymi widzom przez reżyserów i wprowadzającymi nas w jeszcze ciemniejszy las.
Muzyka w filmie składa się głównie z krótkich, niepokojących akcentów, a dźwięki szybko zaczynają działać na naszą wyobraźnię. Chociaż nie tylko one, ponieważ nawet drobne gesty, detale, z biegiem filmu powoli wzbudzają nasz niepokój i potęgują lęk (przyglądając się uważnie widzimy, że nawet gwałtowny ruch ręki albo zbyt szybkie odwrócenie głowy sprawiają wrażenie nienaturalnych i wywołują napięcie).
Dwójka chłopców po powrocie do domu matki zaczyna się jej przypatrywać i obserwować, by powoli zacząć dochodzić do wniosku, że nie wiedzą do końca, kim jest ta kobieta i czy rzeczywiście jest ich matką, czy tylko się za nią podaje. Przerażającym motywem jest nić porozumienia między bliźniakami. Mają oni te same sny, w trakcie rozmowy dopowiadają sobie nawzajem słowa, w pewnym momencie nawet chodzą jednakowo ubrani. Są cisi, wycofani, żyją w całkowitym oderwaniu od rzeczywistości, a na dodatek przez prawie cały film porozumiewają się głównie ze sobą. Z drugiej strony mamy matkę, która cały czas wpada w skrajne emocje i nie potrafi opanować swojej złości. Zamiast czułości i miłości, którą kobieta normalnie powinna okazywać dziecku, mamy postać z zabandażowaną twarzą, po której nie wiemy czego się spodziewać. Czy nie jest to straszne, kiedy matka wydaje się wcale nie rozumieć własnych synów, a w nich samych budzi przerażenie (tak przy okazji uważam, że trzeba naprawdę mieć niezły talent, żeby relacja między matką, a dzieckiem była głównym fundamentem takiego gatunku filmowego jak horror)?
Lubię, kiedy w filmie mnie coś zaskakuje. Jeszcze bardziej lubię, kiedy w filmie zaskakuje mnie coś, o czym nigdy bym nie pomyślała, że mnie zaskoczy. Kiedy nie do końca wiem, po jakim gruncie się poruszam i gdzie dokładnie ukrywa się strach, na który (przynajmniej oglądając horror) czekam. Nie potrafię do końca odpowiedzieć sobie na pytanie, gdzie w tym wszystkim znajduje się chociażby ziarno prawdy, po czyjej stronie stoi racja i czyje wyobrażenia są prawdziwe. Między innymi dlatego film Veroniki Franz i Severina Fiala uważam za jeden z lepszych horrorów. Historia opowiedziana z pozoru tak subtelnie potrafi nam ostatecznie nieźle zajść za skórę i doprowadzić do momentu, w którym rzeczywiście zaczynamy się bać.
Autorką recenzji jest Marysia Puch.
Autorką recenzji jest Marysia Puch.